No i weszliśmy w Nowy 2016r. Mam nadzieję, że będzie On lepszy od tego poprzedniego. Pełen owocnych planów i celów do zrealizowania. Dla Mnie oczywiście. Dostałam też życzenia szybkiego dostania serducha...kto wie, może tym razem w końcu się uda. Jak zwykle- jak to Ja wierzę że teraz już ułoży się wszystko dobrze i będę śmigać jak zdrowa sarenka! Wierzę, bo są obok Mnie ludzie, którzy nie pozwalają Mi się załamać i pchają Mnie cały czas do przodu. Za to jestem Im bardzo wdzięczna. Za to że są...po prostu.
Po telefonie od koordynatora, tak jak się zresztą
spodziewałam noc miałam ciężką. Obudziło Mnie nierówne bicie serca, a pózniej
towarzyszące temu skoki tętna. W duchu modliłam się tylko, żeby wszystko się
uspokoiło. W głowie przewijało się tysiące myśli. Boże kiedy to się w końcu
skończy. Już wysiadam pomału. Znowu paraliżuje Mnie strach. Ale jak się
poddam to będę na przegranej pozycji i znowu zacznę wszystko od początku. A
zaszłam już tak daleko. Nie mogę tak tego zostawić. Nie dam się tak łatwo! Idę
więc do kuchni, biorę dodatkowego tabsa i próbuje zasnąć. Uspokoiło się. Reszta
nocy mija dobrze. Wygrałam!
Sylwester spędziłam wypoczywając na kanapie i opijając wejście w Nowy Rok
butelką Piccolo. Bo nie ważne jak- ważne, że świętowałam. I to z jaką
pompą! Dziś za to jestem jak z gardła wyciągnięta. Nie mam sił na nic.
Najchętniej bym przespała cały dzień, ale też nie mogę przez te cholerne duszności.
Co się położę, poleżę chwilę to muszę wstawać bo czuję jakby Mi coś na klatce
siedziało… W efekcie przysnęłam trochę praktycznie na siedząco. Dobre i
cokolwiek. Reszta dnia jakoś minie- zaraz wieczór, noc.
A jutro?
Jutro kolejny dzień.
Kolejne możliwości!