niedziela, 19 czerwca 2016

TRZY MIESIĄCE


          Po tygodniowym pobycie w szpitalach wróciliśmy szczęśliwi do domu. Córcia nie posiadała się z radości, a pies już całkiem oszalał. My zresztą też. Męczące są chwilami te wyjazdy, ale cóż zrobić...jak trzeba to trzeba. Wygram w totka to zainwestuje w helikopter- a póki co cieszę się z 3-miesięcznej przerwy, bo kolejna biopsja dopiero we wrześniu. A jeśli chodzi o piątkowe badanie, to było całkiem znośnie. Pojechałam na hemodynamikę, przywitałam się z pielęgniarką i już miałam otworzyć buzię żeby coś powiedzieć, gdy...

-Dziś jest bardzo fajny lekarz. Proszę się nie stresować.

O boże! Przez głowę przemknęła Mi tylko myśl, że już musiałam im zapaść w pamięci jeśli już od progu Mnie wita takimi słowami. Ale podziękowałam za troskę i wskoczyłam na stół czekając na badanie. Przyszedł lekarz i się zaczęło. I muszę przyznać- pomijając fakt że tym razem badanie było przez żyłę udową to wszystko poszło sprawnie i szybko. Po badaniu musiałam jeszcze poleżeć w łóżku z uciskiem na nodze 2 godziny, ale komfortowo czułam się o wiele lepiej niż po wcześniejszych biopsjach. Popołudniu przyszedł profesor z wynikami. 

-Jest super. Biopsja bez odrzutu, stężenie idealne. Możesz się pakować i widzimy się za trzy miesiące. Teraz czas na odpoczynek. 
-Panie profesorze, Ja już od rana walizkę mam przyszykowaną. 

Lekarz uśmiechnął się tylko, pożegnał i wyszedł z sali. A Ja jak torpeda wyskoczyłam z łóżka i poszłam się przebierać. Gotowa siedziałam i czekałam na męża i synusia. Do domu wróciliśmy po północy. Zmęczeni ale szczęśliwi. I co najważniejsze z dobrymi wynikami. 
Dziś mijają 3 miesiące od przeszczepu. Nawet nie wiem kiedy to minęło. Czasami wspominam sobie niektóre sytuacje i zastanawiam się ile to rzeczy musi się wydarzyć, żeby człowiek zdał sobie sprawę z tego ile ma w sobie siły, aby przejść przez to wszystko. Operacja nie tylko pozostawiła ślad na moim ciele, stała się również swoistym punktem odniesienia. Kiedy leżałam już na łóżku w pełni świadoma tego co się stało uświadomiłam sobie, że nieokreślony ból całego ciała który Mi wtedy towarzyszył stał się dla Mnie pocieszeniem. Stanowił bowiem dowód, że moje ciało się nie poddało. I walczyło. Nie było już żadnych ,,jeśli'', ,,może'' czy ,,gdyby'', których mogłabym się uchwycić. Sytuacja stała się jasna, fakty mówiły same za siebie- czas złudnych nadziei nieodwołalnie dobiegł końca. Nadszedł czas, by stawić czoło rzeczywistości. I tego się usilnie trzymałam przez cały swój pobyt w szpitalu, bo wcale nie zamierzałam się poddać w tych czarnych chwilach. W żadnym razie. Miałam swoją strategię, a używanie słów: MOGĘ, ZROBIĘ, CHCĘ, UDA SIĘ dawały Mi siłę do życia. Pielęgniarki nie bez powodu nazywa się też Aniołami. Chociaż moja sytuacja zupełnie nie przypominała pobytu w niebie, to istniały między nimi pewne podobieństwa. Zakończyłam jedno życie i zaczynałam inne, a One- przynajmniej w okresie przejściowym, były najbardziej przypominającymi Anioły istotami, jakie spotkałam... 

          Czas oczekiwania na Nowe zdrowe serce był dla mnie przełomem w moim życiu. Był też wypełniony smutkiem, złością ale i radością z otrzymanej szansy na lepsze życie. Każdego dnia stawałam do walki o dobre samopoczucie. Dlatego też pisanie bloga pomagało Mi przetrwać te wszystkie chwile i umocniło Mnie w przekonaniu, że wyrzucenie z siebie złych emocji i utrzymywanie kontaktu z osobami, które przeszły to samo daje pozytywnego kopa na rozpoczęcie lepszego życia. A żyć zamierzam długo i szczęśliwie. I najlepiej jak potrafię! 


,,We wszystkim tym,
co zdarza się w życiu człowieka,
trzeba odczytać ślady miłości Boga.
Wtedy do serca wkroczy radość''
                                                                                                                                          kard. Stefan Wyszyński