Wielkimi
krokami zbliża się Nasz kolejny wyjazd do Zabrza. Za tydzień
Mateusz ma być na oddziale w celu zrobienia cewnikowania i dalszej
oceny serduszka. Po zrobieniu już wszystkich potrzebnych badań
kwalifikacyjnych jego papiery pójda na konsylium a My dowiemy się
co dalej. Czy będzie wpisany na liste czy jeszcze nie. Czeka Nas
jeszcze rozmowa z lekarzem o wszczepieniu defibrylatora. We wtorek
natomiast na oddział frunę Ja. I kolejna biopsja- tym razem przez
tetnicę (lub żyłę) udową. Moja szyja wygląda już jak dobrej
jakości ser szwajcarski, więc wolę ażeby zaatakowali Mi nogę. A
górną część ciała zostawili już w spokoju. Przeraża Mnie
tylko to parogodzinne leżenie po zabiegu. Teraz kiedy praktycznie
biegam- nie chodzę nie wyobrażam sobie jakichkolwiek ograniczeń.
Jakbym chciała odzyskać stracony czas...
Ostatnio
czytałam od początku swojego bloga, którego zapiski mam zamiar
przenieść na papier jako pamiątkę i pomyślałam- Czego tak
się bałaś wariatko i zapierałaś rekami i nogami przed tym
wszystkim?? Teraz dopiero czerpiesz z życia wszystko co najlepsze! Kiedy
ktoś Mnie pyta co teraz odczuwam, mówię wprost- A jak myślisz-
jak czuje się ptak który po czasie dopiero nauczył się latać i
wzbija się w powietrze?? Tak samo jest ze Mną. Ja nie znałam
innego życia bez ciągłego zmęczenia, złego samopoczucia i wielu
innych czynników. Od kiedy pamiętam zawsze zostawałam w tyle.
Karta się w końcu jednak odwróciła i na moja korzyść. Każdego
dnia budzę się z taką energią, że mogłabym góry przenosić.
Zauważyłam też wielką zmianę u siebie. Zniknęła wiecznie
zmęczona i blada twarz, którą zastąpiły teraz rumieńce. Nie ma
worów pod oczami i tej okropnej zadyszki podczas każdej rozmowy
która prowadziłam. Teraz bez irytacji mogę swobodnie popatrzeć w
lustro. Ależ Mnie to niezmiernie cieszy! Jestem tez bardzo
dumna ze swojego syna, który pomimo, że sam ma chore serduszko i
widzę że jest Mu czasami ciężko to chce Mi pomagać. Wodzi za Mną
codziennie wzrokiem i obserwuje. Nosi za Mnie jakieś cięższe
torby, albo sprawdza czy aby na pewno to co mam w rekach nie warzy
więcej niż 3kg. Ostatnio użył nawet argumentu -,,bo powiem
wszystko dla taty''- kiedy to chciałam już sama sobie z czymś
poradzić i z troski o niego delikatnie odmówiłam pomocy. Rozbroił
Mnie tym zupełnie.
Za
dar życia otrzymany w marcu, będący wynikiem Mojego Dawcy i
uszanowania jego woli przez jego rodzinę wdzięczna będę do końca
życia. Wdzięczna także za możliwość dalszego życia- za
możliwość wychowywania swoich dzieci, oraz za wszystko, co w moim
życiu mnie jeszcze spotka. To, że mogę nadal cieszyć się
życiem zawdzięczam również lekarzom Śląskiego Centrum Chorób
Serca, do którego trafiłam po długich szpitalnych wędrówkach.
Wielką zasługę przypisuję jakże wspaniałym pielęgniarkom z
Oddziału Transplantacji, które każdego dnia dbały o mój komfort
fizyczny, ale i psychiczny, tak ważny podczas rekonwalescencji po
przeszczepie.
Dzięki
temu co przeżyłam, zdałam sobie sprawę z tego, jak ważną rzeczą
każdego dnia jest odkrywanie i docenianie swojego życia. Jego
piękna i wartości.