Kiedyś ktoś mi powiedział...
Ten co przeszczepia ma łatwiejsze zadanie,
niż ten który Cię później musi utrzymać przez lata przy życiu...
Pamiętam ten najważniejszy telefon, tą falę emocji i ten spokój kiedy wsiadałam do karetki pogotowia. Wokół mnie istne szaleństwo- z każdej strony telefony, smsy, facebook zaczął się zacinać a telefon przegrzewać. A Ja jak ta ostoja spokoju na pełnym luzie, siedziałam w karetce jadącej w stronę Zabrza i pisałam na blogu... Zero stresu, uśmiech na twarzy, bo przecież już w głowie miałam plan. Już wiedziałam, że kiedy tylko otworzę oczy zacznie się moja walka o jak najszybsze wyjście do domu!
Pamiętam jak po transplantacji, w wielkim stresie i bólach które mi towarzyszyły, przeklinając wszystko dookoła, uczyłam się na nowo oddychać. Stawiałam po 2 dniach- uczepionana z każdej strony drenanami pierwsze kroki bo uparłam się, że chcę iść do normalnego WC, będąc na skraju wytrzymałości podłączona do cewnika. Cieszyłam się jak dziecko kiedy po raz pierwszy bez pomocy pielęgniarek mogłam sama pójść się umyć do łazienki. Początki nie były łatwe. W ciągu pięciu lat 16 biopsji serca, koronarografie, transfuzje i wieczne pobierania krwi. I do tego tylko znieczulenia miejscowe. Chwilami myślałam, że będę już po ścianach chodzić. Ale marzyłam, aby dożyć chociaż pierwszych poprzeszczepowych urodzin. Potem pragnęłam drugich, aż w końcu przestałam liczyć...
Dziś mija piękne 5 lat.
Pięć lat, których bez świadomej (zza życia) zgody mojego dawcy, jego rodziny, wiedzy i umiejętności Lekarzy, bez wspaniałych Pielęgniarek, Rehabilitantów, wsparcia wszystkich dookoła- by się nie udało. To właśnie bez Was nie miałabym szans przeżywać teraz swojej najlepszej przygody zwanej ŻYCIEM.
Nie mogłabym kochać, czytać, pisać, słuchać muzyki...po prostu być. Bo wymieniać mogłabym bez końca. Choroba była uciążliwa i zabrała mi najlepsze lata mojego życia.
No ale...
Odrodziłam się jak ten feniks i Panie Boże uchowaj- robię chyba wszystko co możliwe.
W ciągu tych pięciu wspaniałych lat zrobiłam licencjat z Pedagogiki- i zaczęłam magistra, na równi ze studiami podyplomowymi. Pewnie będzie ciężko, ale lubię wyzwania. W między czasie jakieś kursy, szkolenia i wolontariaty. Kiedyś to było nie do przeskoczenia...
Wydałam książkę- która pomaga innym przejść przez te traumatyczne wydarzenie i daje nadzieję na to, że PRZECIEŻ będzie dobrze! Odwiedziłam chyba wszystkie telewizje, aby opowiadać o tym jak ważną rzeczą jest transplantacja i fakt powiadomienia swoich bliskich o chęci oddania kiedyś swoich organów. Doceniam fakt, że jestem wsparciem dla wielu osób- czekających, będących po, a nawet rodzin które straciły swoich bliskich. Jakiś sport też udaje mi się uprawiać, aczkolwiek tu lenistwo bierze górę 😆 Czekam na wiosnę- może ona mnie zmobilizuje. Rozważę też fakt motywacji i wsparcia- w towarzystwie raźniej.
Otaczam się cudownymi ludźmi naokoło, bo oni wiedzą, że jeśli są dla Mnie- Ja jestem dla nich całym sercem.
Nie sposób powiedzieć Wam jak bardzo cenne jest dla Mnie to co mam.
Swoje życie traktuje jako CUD ponownych narodzin, które zmieniło się o 180 stopni. I nawet jakbym miała na dzień dzisiejszy opuścić ten świat to zrobię to z pełnym uśmiechem na ustach i w 50% spełniona.... Ale że nigdzie się nie wybieram i muszę dopełnić te % do 100, mam jeszcze mnóstwo planów i celów do zrealizowania to jeszcze trochę wam tu popiszę, a do tych których widuję osobiście wproszę się czasami na jakieś pyszne ciacho- tudzież "zdrowotne" wino 😃
Na koniec tylko powiem.
Doceniajcie to co macie.
Cieszcie się z każdej drobnostki, która staje na waszej drodze.
Nie marnujcie czasu na rzeczy które nie potrafią wywołać uśmiechu na waszej twarzy.
I najważniejsze... DBAJCIE O SIEBIE ❤
Moi bliscy, czy osoby na których mi zależy czują jak depcze im po piętach, kiedy widzę jak biegają chorzy zamiast siedzieć w domu. Ale to dla Waszego dobra 😊 Taki kat z boku zawsze się przyda.
Życie i zdrowie jest najcenniejszym darem jaki posiadacie. Wszystko inne jest do zdobycia.
Ps. A tak na marginesie... Lubię kwiaty 😜😆