I znowu się zapuściłam tutaj...
ale to tylko dlatego, że brak mi czasu 😄 Czyli czas, który wprost uwielbiam w swoim życiu! To naturalne zmęczenie, ten wszędobylski stan gdzie robisz kilka rzeczy na raz (który podobno tylko kobiety są w stanie ogarnąć) Czuję, że żyję! Tak na maxa. Całą sobą.
A to wszystko za sprawą wiosny. Czekałam na nią już od dawna, bo wiedziałam, że pobudzi mnie do życia. To właśnie ją sobie wymarzyłam na swoją transplantację serca, która rzecz jasna się udała w marcu. I jak ruszyłam z kopyta to nie ma mocnych, żeby coś mnie zatrzymało.
Na początku do mojej głowy zawitał pomysł zrobienia kursu na instruktora Nordic Walking. Biłam się z myślami za i przeciw i tu z pomocą nadeszła moja motywacja, która popchała mnie do przodu. Ponad 8 godzinne szkolenie zrobione, certyfikat uzyskany i pomijając fakt, że na drugi dzień ledwo z łóżka wstałam takie zakwasy miałam, to radość z kolejnego kroku niezastąpiona.
Wtedy jednak coś też we mnie pękło. Kiedy dotarło do mnie, że moja sprawność fizyczna jest w tak fatalnym stanie, że zaczęłam dosłownie kuleć z wysiłku po raz kolejny zawzięłam się w sobie. Gdzieś z oddali dochodziły mnie słuchy, że to jednemu już żyły pozapychało, to ktoś inny stenta ma wstawionego zaczęłam obsesyjnie myśleć o swoich serduchu. We wrześniu kolejna koronarografia i jak pomyślę o tym, że w badaniu mogłoby wyjść coś złego, to dostaje wstrząsu na samą myśl. I znowu ta niepewność co zrobić, jak sobie z tym poradzić jakby gdyby coś... Tak więc wstając któregoś pięknego dnia stwierdziłam, że no w dupę! przecież nie mogę tak się zapuścić do licha. I uwierzcie mi, że jak Ja już się uprę to klękajcie narody ale nic i nikt nie jest w stanie tego zmienić 😊
Zaczęłam więc chodzić z kijkami, robić pomału trasy leśne po 2-3 km, pomału truchtam bo zapisałam się na letni suwalski bieg 5 km (przy czym moi znajomi łapali się za głowę wiedząc jak nigdy nie lubiłam biegać) rozkładam sobie mate w domu zakładając strój sportowy i ćwiczę! I chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak teraz. W między czasie ogarniam pomału swoją pracę magisterską i pracę dyplomową, bo podyplomówka również się gdzieś pojawiła na horyzoncie. A gdzieś w rękawie mam też kolejne fantastyczne rzeczy do zrobienia i tylko czekam na zielone światło, bo wiem jak bardzo potrzebuje tej pozytywnej adrenaliny do funkcjonowania.
Tak więc sami widzicie...
Żyję, mam się naprawdę super i jestem szczęśliwa. Nie mam czasu na sprawy, które zabierają mi niepotrzebną energie, nauczyłam się omijać ludzi którzy nic nie wnoszą do mojego życia. Dbam o tych, których kocham i cenie. Nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.
Bo resztę mam głęboko w .... 😃