W pewien piękny dzień zamiast siedzieć w domu postanowiliśmy zapakować walizki i ruszyć nad morze. A że okazja była dobra, bo zapowiadał się weekend bez uczelni to stwierdziliśmy że pojedziemy do Pałągi na Litwie. Nie dość że bliżej niż nad nasze polskie morze- to i dojazd lepszy. Ceny jak wszędzie niestety wysokie. Wszystkim nam potrzebny był taki wyjazd- odpoczynek od szpitala, od badań i biegania od lekarza do lekarza. Ale najważniejsze to wspólny czas razem, którego niestety od pewnego czasu nam brakowało. Oderwanie się choć na chwilę od szarej rzeczywistości, od wszędzie dostępnej elektroniki. To były nasze chwile.
Tak naprawdę dopiero teraz, kiedy minęły już 3 lata po przeszczepie wiem jak dużo nauczyły mnie te minione miesiące. Jak bardzo człowiek docenia to co ma, co dostał. Przestałam już czekać na lepsze czasy, nie liczę że szczęście samo do mnie przyjdzie. Doceniam wszystko co mam, na co zapracowałam i korzystam z chwili obecnej. Nie chcę przegapić i przesiedzieć bezczynnie lepszego życia które dostałam.
Morze. Ta cała otoczka wokół niego, szum fal, cisza i spokój- szczególnie poza sezonem ma coś w sobie czego nie znajdziemy w żadnym zakątku świata. Daje niesamowity reset, oczyszcza myśli. Od zawsze lubiłam tam przebywać- dodam jeszcze, że w ciepłe dni- z tytułu, że straszny zmarzlak ze mnie 😉 I wiecie co? Pierwszy raz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo zmienił się mój komfort życia. Nawet taka drobnostka, że przesypiam całe noce, co kiedyś było tak naprawdę moim cichym marzeniem. Łapię oddech pełną piersią nie mając wrażenia że coś uciska moją klatkę piersiową, rozmawiam jak nakręcona- bez jakiegokolwiek kaszlu i zadyszki. I chodzę jakbym miała jakiś dodatkowy motorek wszczepiony. A co śmieszniejsze- denerwuje mnie jak ktoś obok mnie idzie powoli 😁 Zaczęłam też co raz częściej nakładać buty na wysokim obcasie bo nie męczę się przy chodzeniu. Niesamowite jak takie drobne rzeczy dnia codziennego nam chorym przeszkadzają w codziennym funkcjonowaniu. No i ćwiczę, chodzę na basen. Jak myślę teraz o tym wszystkim to wiem ile rzeczy mnie ominęło do tej pory, jak bardzo było mi ciężko. Ale wracając do wyjazdu...odpoczęłam tak jak chciałam. Powdychaliśmy trochę tego jodu fruwającego w powietrzu, poszaleliśmy na plaży i zdążyliśmy zmoknąć w czasie tych trzech dni kiedy pogoda się popsuła. Jednym słowem all inclusive pełną parą.
Morze. Ta cała otoczka wokół niego, szum fal, cisza i spokój- szczególnie poza sezonem ma coś w sobie czego nie znajdziemy w żadnym zakątku świata. Daje niesamowity reset, oczyszcza myśli. Od zawsze lubiłam tam przebywać- dodam jeszcze, że w ciepłe dni- z tytułu, że straszny zmarzlak ze mnie 😉 I wiecie co? Pierwszy raz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo zmienił się mój komfort życia. Nawet taka drobnostka, że przesypiam całe noce, co kiedyś było tak naprawdę moim cichym marzeniem. Łapię oddech pełną piersią nie mając wrażenia że coś uciska moją klatkę piersiową, rozmawiam jak nakręcona- bez jakiegokolwiek kaszlu i zadyszki. I chodzę jakbym miała jakiś dodatkowy motorek wszczepiony. A co śmieszniejsze- denerwuje mnie jak ktoś obok mnie idzie powoli 😁 Zaczęłam też co raz częściej nakładać buty na wysokim obcasie bo nie męczę się przy chodzeniu. Niesamowite jak takie drobne rzeczy dnia codziennego nam chorym przeszkadzają w codziennym funkcjonowaniu. No i ćwiczę, chodzę na basen. Jak myślę teraz o tym wszystkim to wiem ile rzeczy mnie ominęło do tej pory, jak bardzo było mi ciężko. Ale wracając do wyjazdu...odpoczęłam tak jak chciałam. Powdychaliśmy trochę tego jodu fruwającego w powietrzu, poszaleliśmy na plaży i zdążyliśmy zmoknąć w czasie tych trzech dni kiedy pogoda się popsuła. Jednym słowem all inclusive pełną parą.
Kocham życie. Bez wątpienia uczy mnie pokory i szacunku. Każda przeżyta chwila ma swoje znaczenie, każda z nich zapisuje jakieś wspomnienie, każda z nich jest równie ważna. Mam kolejne marzenia z których nie zrezygnuje, z podróży w miejsca które bym chciała zobaczyć, myślenia o tym co będzie jutro- pojutrze- za rok. Nauczyłam się tylko modyfikować moje założenia w zależności od sytuacji i hamować się przed tym, że jestem w gorącej wodzie kąpana. To moja wolność. Poczucie, że mam wybór tego co chcę dalej w życiu robić. Taka jazda bez trzymanki, a jednak z pewną dozą kontroli. Z oswojonym strachem, który bardziej mobilizuje niż przeszkadza. To wszystko pokazało mi, że można żyć inaczej, pełniej, zobaczyć, że piękna nie trzeba szukać gdzieś daleko, bo ma się je czasami na wyciągnięcie reki. A każde dobre i złe wiadomości jako naturalny element życia uczą nas się podnosić i iść dalej. Nie da się przejść na skróty omijając tego, co jest dla nas niewygodne. Można minimalizować ryzyko, ale nie wszystko jest od nas zależne. Natomiast z tego co dobre, robić zapasy na słabsze chwile.
To mój sposób na życie.
Te mega pozytywne ŻYCIE ❤