wtorek, 26 stycznia 2016

26.01.2016r.

97  dzień...




Dziś światowy dzień transplantacji. Zarówno ważny dzień dla osób, które dzięki nowemu narządowi żyją- jak i osób które czekają na nowy dar. 

              W telewizji, gazetach, internecie głośno jest na ten temat. Nawet pewna przesympatyczna osobowość, którą poznałam wydała książkę o swoich troskach i oczekiwaniu na nowe serduszko. Premiera odbyła się dzisiaj. A książka jest już dostępna min tutaj:

             Od kiedy pamiętam zawsze się męczyłam przy większym wysiłku. Ale jako dziecko myślałam że to normalnie, więc zbytnio nie przykładałam do tego wagi. W wieku 14lat trafiłam do szpitala z zapaleniem płuc. Zainteresowała się Mną lekarka, która wykryła jakieś szmery w sercu. Od tego pobytu zaczęły się Moje wędrówki po szpitalach. DSK w Białymstoku, Instytut Kardiologii w Aninie, aż w końcu SCCS w Zabrzu. Kiedyś będąc dużo dużo młodsza zastanawiałam się dlaczego Ja- dlaczego musze tyle przechodzić. Niezliczone ilości zabiegów- w tym wstawianie kolejnych kardiowerterów, badań, wyjazdów. Każde pozostawiło po sobie jakiś ślad. Ale człowiek chce żyć i funkcjonować w miarę możliwości normalnie. Dzieci też chce mieć, dlatego Ja mam dwójkę wspaniałych, które kocham ponad wszystko. Nadzieję mam, że medycyna znajdzie kiedyś sposób na zatrzymanie rozwoju kardiomiopatii i będzie można w odpowiednim momencie wdrążyć leczenie na tyle, aby w przyszłości Mój syn nie musiał przechodzić tego samego co JA teraz. Bo to, że genetycznie przejął po Mnie to wstrętne choróbsko jest dla Mnie od paru lat traumą nie do opisania. Wiem ile Ja musiałam przejść a jak pomyślę, że Jego może czekać to samo to jako matka przeżywam to dwa razy mocniej. Bo jak wytłumaczyć dziecku, które na widok wenflona juz prawie mdleje, że musi znowu iść do szpitala na kolejne badania? Cierpisz razem z Nim- chcesz pomóc, ale nie wiesz jak...Wiesz, że to dla Jego dobra, ale strach czy wszystko jest dobrze trzyma Cie od początku do końca. 

             A Ja wedle postanowienia zasuwam dwa razy dziennie z kijkami. I co raz wybieram dłuższe trasy, żeby to Moje serducho zmotywować do lepszej wydolności. Pomijam już fakt, że w miedzy czasie przesypiam parę godzin popołudniu- ale wstaje wypoczęta i wieczorem idę znowu. W życiu nie ma rzeczy niemożliwych. Chcieć znaczy móc! I Ja właśnie się tego trzymam cały czas...