niedziela, 7 maja 2017

07.05.2017r


          
,,Życie każdego człowieka jest baśnią
napisaną ręką samego Boga''
                                        Hans Christian Andersen



          Wczoraj wróciłam z kolejnego szpitala, a co z tym się wiązało z kolejnego zabiegu. Tym razem takiego od babskich spraw. Przyjechałam do szpitala i już na wstępie pomyślałam, że najbezpieczniej czuje się jednak na swoim oddziale...wśród znajomych lekarzy, pielęgniarek i całej tamtejszej załogi. I miałam rację. No ale nic. Wiedziałam, że zabieg jest nieunikniony a mój pobyt będzie trwał góra 2 dni. Przeleżałam cały dzień nie robiąc nic poza czytaniem książki i słuchaniem muzyki która odstresowuje mnie w takich sytuacjach na maxa. Następnego dnia zaraz po przebudzeniu zabrali mą osobę na salę operacyjną. Wjechałam rzecz jasna blada jak ściana, obwiązali mi ciało na różne sposoby jakbym podczas narkozy miała zamiar uciekać i czekałam na profesora. Przyszedł anestezjolog...

- A gdzie są pani wyniki krwi?
Cisza. Ludzi gromada, a czekają jakbym to Ja miała zabrać głos.
- Gdzie są Pani badania? Ja chcę widzieć jaka jest morfologia i co najważniejsze elektrolity. Nie podejmę się usypiania bez tego. 
- Nie ma Panie doktorze. 
- Jak to nie ma? Nikt nie zlecił tego? Pacjentka wysokiego ryzyka i przyszła na sale bez morfologi. Proszę to zrobić.

Komedia. Odwiązali, położyli na kozetkę i zawrócili na sale. Po 3 godzinach pojechałam znowu. I kolejny stres, kolejne przygotowania. Tym razem się udało. Przejechałam na POP, poleżałam godzinkę i wróciłam na sale. Musiałam jednak zostać dzień dłużej, więc chcąc nie chcąc przespałam pół dnia. Następnego dnia szykowałam się do domu. Z lekka zniesmaczona, że po zabiegu nie przyszedł do mnie żaden lekarz z informacja czy wszystko jest ok czekałam już tylko na jak najszybsze wyjście do domu. Pielęgniarka bez słowa przyniosła mi wypis i w zawrotnym tempie wyszła z sali. Po pełnym wglądzie w opis idę do swojego lekarza: 

- Panie doktorze, dlaczego nie mam recepty na żaden antybiotyk?
Lekarz całkiem zdezorientowany pyta: - A po co? Profesor powiedział, że nie trzeba
- Jak to po co...chyba Pan wie, że jestem po przeszczepie i lekarze zawsze mnie przestrzegają że nawet przy leczeniu zęba mam mieć zabezpieczenie, a tutaj z karty wynika, że nawet podczas zabiegu nic nie dostałam. Jeśli coś mi się stanie wezmie Pan za to odpowiedzialność? bo to Pan mnie wypuszcza do domu...
- Dobrze jeśli już Pani chce...a jaki antybiotyk mam dać?
- To Ja mam wiedzieć co mam brać? Pan chyba żartuje. 
Widząc jednak co raz większe zdziwienie w jego oczach powiedziałam, żeby przypisał mi antybiotyk o szerokim zakresie, który zawsze dostaje i wiem, że jest bezpieczny. Wychodząc rzuciłam zdawkowe do widzenie i opuszczając drzwi szpitala modliłam się w duchu żeby nigdy więcej tu nie wrócić.  

Ja nigdy nie oczekiwałam, żeby ktoś skakał nade mną, bo sama sobie zawsze dobrze radziłam, ale żyjemy już w takich czasach, że transplantacja jest nagłaśniana wszędzie...tv, radia, gazety. Lekarze tym bardziej powinni wiedzieć jakie zagrożenia dla takich osób mogą nieść za sobą różne sytuacje. Położyli mnie na salę z kaszląca staruszką, pięlęgniarce która przyszła pobrać mi krew musiałam delikatnie zwrócić uwagę dlaczego nie ma rękawiczek chcąc pobrać mi krew. Czy jestem złośliwa? Nie. Ja po prostu dbam o swoje bezpieczeństwo. Dostałam lepsze życie i szanuje je na tyle, że nie pozwolę aby ktoś przez swoją głupotę mi je odebrał. Zero przygotowania, zero współpracy. Koszmar w efekcie którego od rana walczę z lekkim stanem podgorączkowym i nie najlepszym samopoczuciem. 

12 maja o godz 12:00 pod sejmem w Warszawie protest osób PRZED/ PO TRANSPLANTACJI w celu zniesienia braku refundacji na leki utrzymujące nas przy życiu. Miejmy nadzieję, że się uda i szanowny pan Radziwiłł nie będzie sobie robił z nas królików doświadczalnych. Zamienniki niech sobie- delikatnie mówiąc w pupę wsadzi! Uzdrowiciel się znalazł...