niedziela, 8 października 2017

08.10.2017r


          Wakacje minęły bardzo szybko. Tak jak wspominałam wyjechałam z dziećmi nad morze. Dwa tygodnie odpoczynku, którego bardzo potrzebowałam. Właściwie to był już ostatni dzwonek, abym kompletnie nie zwariowała. Ciągłe szpitale, zabiegi, w miedzy czasie przeplatane wizyty na oddziale z młodym i stres wykańczał mnie psychicznie i fizycznie. Już nawet moj profesor dał mi wyraznie do zrozumienia, abym odpoczęła bo mój stan emocjonalny sięgał zenitu. Nie mogłam sobie z tym w żaden sposób poradzić, więc kiedy nadarzyła się okazja wyjazdu z Mateuszem do sanatorium, zapakowałam walizki i ruszyliśmy do pięknej nadmorskiej miejscowości zwanej Dąbki. A tam- nie dość, że czekała na nas 24h plaża położona ok 150m od ośrodka, las, spokój, sanatoryjne zabiegi, to jeszcze mnóstwo atrakcji dla dzieci. Tak więc cała nasza trójka była zadowolona. Wtedy to właśnie książka, leżak i szum morza stały się moją odskocznią każdego dnia. I nie miało dla mnie znaczenia czy to była godzina 7 rano czy 21 wieczorem. Siedziałam na gorącym piasku i upajałam się tą radością i relaksem jaki był mi potrzebny. Odpoczęłam. Jaki nigdy i nigdzie wcześniej. Wróciłam silniejsza i mocniejsza emocjonalnie. A co najważniejsze- SZCZĘŚLIWA. We wrześniu czekała na mnie kolejna biopsja. Tym razem jednak jechałam do Zabrza bez strachu. Wewnętrznie byłam spokojniejsza i bardziej optymistycznie podchodziłam do wszystkiego. Zajechaliśmy na miejsce jak zwykle dzień wcześniej, to przy okazji po tak długiej podróży mogłam sobie jeszcze odpocząć. Dzień pózniej wjeżdzając na hemo nogi się pode mna prawie ugięły jak zobaczyłam na korytarzu twarz lekarza, który pozostał w mojej pamięci na zawsze...

-Dzień dobry. Przepraszam, kto dziś robi biopsje?- oczywiście standardowe pytanie było skierowane do pielęgniarki.
-Pani Asiu dziś wszyscy są i większość lekarzy jest chętna do przeprowadzenia zabiegu. Proszę się położyć zacznę panią przygotowywać. 
-Nie. Prosze mi wybaczyć, ale nie pozwolę aby pan.... się po raz kolejny do  mnie zbliżał. 

Pielęgniarkę zamurowało. Patrzy na mnie- Ja na nią. 
-Nie położę się, dopóki nie będę miała pewności, że przyjdzie do mnie inny lekarz. Wiem że mam do tego prawo i właśnie teraz nie waham się tego wykorzystać. I przysięgam pani, że jak go zobaczę obok siebie to zejdę ze stołu. A naprawdę nie chcę narażać pani na dodatkowe ponowne przygotowania, więc poczekam sobie na tym stołeczku...

No trudno myślę sobie. Kolejna afera na hemo w tą lub w tamtą stronę nie zrobi różnicy. Widzę, że pielęgniarka jest wyraznie zdezorientowana, więc nie czekając kontynuuje dalej:

-Może jest dr...? On ostatnio robił mi biopsję spod obojczyka. Jemu ufam.
-Tak. Jest- panią puścił stres - pójdę spytać czy może przyjść do pani, bo miał w planach coś innego. Proszę poczekać.

Zrobiło się wyrazne zamieszanie...ale siedzę twardo dalej. Czuję na sobie spojrzenia, jedni wchodzą- inni wychodzą, ktoś zagląda. Czekam dalej. Jest! Z cudownym uśmiechem na twarzy i pewnym krokiem podchodzi do mnie pielęgniarka a za nią...mój wspaniały lekarz. 

-Witam pani Asiu. Słyszałem, że ma pani specjalne życzenie co do mojej osoby na   zrobienie zabiegu. Tak więc jestem. Idę się więc przebierać, a pani wskakuje na stół i zaczynamy.

Uff. Ależ mi się buzia uśmiechnęła. Cały stres odszedł w sekundzie. Z tej radości uściskałam przemiłą pielęgniarkę i z pełnym zaangażowaniem oddałam się w ręce anioła. Zabieg trwał niecałe 15min i pomimo bólu jaki towarzyszy mi za każdym razem czułam się spełniona...o ile tak to można nazwać. 

-Dziękuję panie doktorze. Właśnie uczynił mnie pan najszczęśliwszą kobietą pod   słońcem. Czy następnym razem też mogę pana ,,zamówić''?
-Tak może pani. Jak widać nawet spod ziemi potrafi pani mnie ściągnąć do siebie,   więc jeśli będę to przyjdę na pewno- Pośmialiśmy się i mój anioł się oddalił. 

Wracając jednak do swojego zachowania na hemodynamice...Powiedziałam sobie po powrocie znad morza, że nigdy więcej nie pozwolę żadnemu lekarzowi na skrzywdzenie mojego ciała. Wiem, że badania w moim przypadku są najważniejszą kwestią, aczkolwiek jak widać są ludzie i ludzie... Niektórym nie są ważne nasze uczucia i to co w danym momencie przeżywamy- tylko ich praca. A to właśnie pózniej my borykamy się z krzywdą pozostawioną na naszej psychice, emocjami które w nas zostają, płaczem, oraz bólem towarzyszący po dotknięciu takiego ,,sadysty''. Można przecież podejść delikatniej, z wyrozumiałością do drugiego człowieka...trzeba tylko chcieć. A my jako pacjenci mamy prawo wyboru. I będę walczyć o to zawsze- dopóki takie badania będą na mnie czekały, albo zanim nie powieszą przed wejściem na hemo kartki- dla Prorok wstęp wzbroniony! 

          Nadszedł pazdziernik. A wraz z nim moje studia. Pierwszy zjazd mam już za sobą i czuje się z tym faktem fantastycznie. Że się zmobilizowałam i zaczęłam. Dla mnie, osoby która zawsze miała pod górkę ze zdrowiem, wiecznie zmeczonej i w efekcie żyjącej w większości ze złym samopoczuciem zrobienie takiego kroku w przód jest jak gwiazdka z nieba. Zdrowy człowiek mający takie możliwości na wyciągnięcie ręki nie zrozumie nigdy mojej radości z tego, że chciało mi się po 13 latach wracać do nauki. Że czerpię z tego satysfakcję i jak ważne jest dla mnie dalsze wykształcenie- nawet mając już lat 30+ Moje małe marzenia realizuje teraz. Będąc inaczej patrzącym na świat człowiekiem, doświadczonym przez chorobę i twardo stąpającym po ziemi. Może mi przejdzie- nie wiem...ale jedno czego jestem pewna to fakt, że moja determinacja i ciągłe dążenie do wyznaczonego celu ukształtowało we mnie poczucie wartości i wiary we własne Ja. Spełniam się. 
I chociaż nie zawsze jest fajnie i kolorowo, bo życie różnie się układa nie siedzę z założonymi rękami tylko działam. Obserwuje i czekam na kolejną rzecz, która mnie porwie...a to już niebawem. W listopadzie kolejny skok na głęboką wodę. Co raz częściej też myślę, aby swojego bloga przenieść na papier. Myśl już zakiełkowała...a Ja tak łatwo nie odpuszczam. 
Czy się uda?
Zobaczymy 😊