piątek, 29 stycznia 2016

29.01.2016r

100  dzień...

               
               Chyba tylko dlatego, że dziś wypada 100 dzień od kiedy jestem na liście oczekujących na przeszczep serca piszę tego posta. 
               
               Dziś nie jest Mój dzień. Definitywnie. Przespałam prawie cały ranek i popołudnie. Budziłam się, coś tam delikatnie zjadłam i z powrotem w objęcia Morfeusza. Całkowity brak sił Mnie dopadł. Że tak powiem- ni ręką ni nogą. I ten cholerny ucisk, który w żaden sposób nie chciał puścić. Leki moczopędne poszły w ruch, ale dopiero teraz zrobiło się lepiej. Dobrze, że jest jeszcze tatuś, który zajmuje się dziećmi, bo aż Mnie ściska gdzieś w środku czasami jak mam świadomość tego, że są dni w których Ja tylko leżę i odpoczywam w łóżku. A One przecież jeszcze potrzebują zainteresowania.  Dziś sobie trochę porozmawialiśmy...Leżąc i się tuląc na wszystkie możliwe sposoby Moje dzieci zaczęły wypytywać o różne aspekty związane z Moim przyszłym pobytem w szpitalu. Nie owijam w bawełnę- chcem aby miały świadomość tego co się dzieje i tego, że Nasza rozłąka może być długa.      Są na tyle duże, mądre i wiedzą, że w każdej chwili będą mogli do Mnie zadzwonić i porozmawiać. To właśnie One dodają Mi siły na każdy kolejny dzień. I Moja zacięta determinacja, że mogę wszystko. A tej siły Mi nie brakuje.



Dam rade? Dam!
A jak nie dam? Dam!
A jak upadnę? To się podniosę!
A jak się nie podniosę? To sobie poleżę i odpocznę!

 Otóż to! 

czwartek, 28 stycznia 2016

28.01.2016r

99  dzień...

                 
               Ostatnio wspominałam o książce Adriany- ,,Kobieta z męskim sercem''. 
Dziś pozwolę sobie napisać więcej na ten temat. Tak jak w rozmowie z Ada mówiłam jej- książkę pochłonęłam praktycznie z jednym dniem. I płakałam i śmiałam się jednocześnie. Prawdziwa historia niesamowitej kobiety, która ze świata zdrowych wkroczyła w świat ludzi chorych. Kobiety, której macierzyńska miłość była największą siłą w przetrwaniu z chorobą. Bardzo emocjonalna książka, pełna pozytywnych fluidów, cytatów- które nie pozwalają się zamykać w sobie, tylko walczyć. Za wszelką cenę! Dla Mnie osoby od lat chorującej jest motorem do tego, że można pokonać wszystko. Wystarczy mocno w to wierzyć. 
Jak napisała Ada w swojej książce:
           
,,Pozytywne nastawienie umacnia- negatywne zabiera siły.
(...) pozytywne przekonania wyzwalają pozytywne stany emocjonalne
i pozytywne myślenie. Te przyczyniają się do wydzielania
w organizmie substancji wspomagających leczenie. 
Negatywne emocje i negatywne nastawienie powodują 
zastoje energetyczne i wzmocnienie choroby''

To jest właśnie połowa i najważniejsza w sumie część przetrwania w walce, którą toczymy. W walce o Nasze zdrowie. Drugą bardzo ważną sprawą poruszaną w książce jest wsparcie najbliższych osób, przyjaciół, znajomych. I tutaj słowa napisane przez Adę dają porządnie do myślenia. Bynajmniej dla Mnie. Zosia Samosia w Mojej osobie odstawia na bok- ,,bo Ja sama sobie ze wszystkich poradzę''. Człowiek oszukuje w takich chwilach sam siebie. Walczy. Jest przekonany, że sam zrobi coś najlepiej- bo nie chce się przyznać do tego, że sam nie daje rady. Albo co gorsza, że lepiej nie zadręczać nikogo swoimi problemami. Choroba weryfikuje ludzi z jak sie kiedyś wydawało najbliższego otoczenia. Ale jeśli mamy świadomość tego, że jest obok ktoś kto chce Nam pomóc- jest przy Nas zawsze jak potrzebujemy rozmowy...nie odtrącajmy ich. Oni są, aby Nam pomóc. Chcą zrozumieć to wszystko co Nas otacza. Nasze radości, ale i Nasze smutki. 
                Polecam przeczytanie książki wszystkich osobom, które mają problem z akceptacją swojej choroby i posiadają małe pokłady determinacjiw przejściu przez to wszystko co się naokoło Nich dzieje.

                Delikatnie zmieniając temat- u Nas chlapota za oknami. Pogoda fatalna i żeby nie to, że obiecałam sobie chodzenie z kijkami, siedziałabym całymi dniami w domu. Chucham i dmucham na siebie, żeby przypadkiem się nie przeziębić. Dziś jedynie coś fatalnie się czuję, więc nie wiem czy spaceru sobie nie odpuszczę. Ucisk w klatce, duszności i nierówne bicie serce towarzyszą Mi od rana. I jeszcze ta głupia świadomość, że kardiowerter Mi się włączy. Psycha już Mi czasami siada pomału od tego. Urządzenie ratujące życie- ewidentnie Mi je zatruwa. Psia mać! Czekam już na chwilę wyjęcia ,,obcego''z utęsknieniem. Bo tyle co przez ostatni rok dał Mi się we znaki- to Panu podziękujemy...Moc 30V popieszczenia prądem od środka, zostawia potężny ślad w Naszej psychice. Z którym nie zawsze jesteśmy w stanie sobie poradzić. No ale dość marudzenia na dziś. Wzięłabym się do jakiejkolwiek roboty, ale chyba nie mam dziś na to sił. Lepiej się położę- może nabiorę jakiejś mocy. Tak, właśnie. Dziś tylko odpoczywamy... 

wtorek, 26 stycznia 2016

26.01.2016r.

97  dzień...




Dziś światowy dzień transplantacji. Zarówno ważny dzień dla osób, które dzięki nowemu narządowi żyją- jak i osób które czekają na nowy dar. 

              W telewizji, gazetach, internecie głośno jest na ten temat. Nawet pewna przesympatyczna osobowość, którą poznałam wydała książkę o swoich troskach i oczekiwaniu na nowe serduszko. Premiera odbyła się dzisiaj. A książka jest już dostępna min tutaj:

             Od kiedy pamiętam zawsze się męczyłam przy większym wysiłku. Ale jako dziecko myślałam że to normalnie, więc zbytnio nie przykładałam do tego wagi. W wieku 14lat trafiłam do szpitala z zapaleniem płuc. Zainteresowała się Mną lekarka, która wykryła jakieś szmery w sercu. Od tego pobytu zaczęły się Moje wędrówki po szpitalach. DSK w Białymstoku, Instytut Kardiologii w Aninie, aż w końcu SCCS w Zabrzu. Kiedyś będąc dużo dużo młodsza zastanawiałam się dlaczego Ja- dlaczego musze tyle przechodzić. Niezliczone ilości zabiegów- w tym wstawianie kolejnych kardiowerterów, badań, wyjazdów. Każde pozostawiło po sobie jakiś ślad. Ale człowiek chce żyć i funkcjonować w miarę możliwości normalnie. Dzieci też chce mieć, dlatego Ja mam dwójkę wspaniałych, które kocham ponad wszystko. Nadzieję mam, że medycyna znajdzie kiedyś sposób na zatrzymanie rozwoju kardiomiopatii i będzie można w odpowiednim momencie wdrążyć leczenie na tyle, aby w przyszłości Mój syn nie musiał przechodzić tego samego co JA teraz. Bo to, że genetycznie przejął po Mnie to wstrętne choróbsko jest dla Mnie od paru lat traumą nie do opisania. Wiem ile Ja musiałam przejść a jak pomyślę, że Jego może czekać to samo to jako matka przeżywam to dwa razy mocniej. Bo jak wytłumaczyć dziecku, które na widok wenflona juz prawie mdleje, że musi znowu iść do szpitala na kolejne badania? Cierpisz razem z Nim- chcesz pomóc, ale nie wiesz jak...Wiesz, że to dla Jego dobra, ale strach czy wszystko jest dobrze trzyma Cie od początku do końca. 

             A Ja wedle postanowienia zasuwam dwa razy dziennie z kijkami. I co raz wybieram dłuższe trasy, żeby to Moje serducho zmotywować do lepszej wydolności. Pomijam już fakt, że w miedzy czasie przesypiam parę godzin popołudniu- ale wstaje wypoczęta i wieczorem idę znowu. W życiu nie ma rzeczy niemożliwych. Chcieć znaczy móc! I Ja właśnie się tego trzymam cały czas...

niedziela, 24 stycznia 2016

24.01.2016r

95  dzień...






               Od dziś dnia wprowadziłam w życie mocne postanowienie. Rano i wieczorem rundka po osiedlu z kijkami. Dziś zaczęłam. I mam nadzieję, że Mi się uda i nie skapituluje. Na szczęście z natury jestem porządnym uparciuchem, więc musi Mi się udać. Nie powiem, że jest lekko, bo zmęczenie po parunastu metrach niezle daje o sobie znać. Ale wychodzę z założenia, że co inni robią w 15min to Ja zrobię w 30min- ale zrobię. Nie ma innej opcji!
               Dziś coś zle spałam. Przebudziłam się w nocy z wysokim tętnem i już nie mogłam zasnąć. Zapewne ze strachu, że znowu coś...Ale poszłam do kuchni, wypiłam szklanicę wody i się uspokoiło wszystko. Taki to jednorazowy wybryk- który nagonił Mi trochę strachu. Nie dając się jednak zwariować dzień minął już bez żadnych ekscesów i mogłam odespać to co przegapiłam w nocy :) 
               
               Rozmawiam często z dziewczynami, które są już po transplantacji. Cieszę się bardzo, że pomału zaczynają normalnie funkcjonować. Każdy spacer i przejście coraz większej ilości metrów- co dla zdrowych osób jest normalnym zjawiskiem- dla Nich sprawia ogromną radość. Zaczynają normalnie żyć...i to jest wspaniałe. Dla Mnie natomiast ogromnego kopa daje to, że można. Pomimo tego przez co przeszły. Idą do przodu z nadzieją o lepsze jutro. Podczas każdego pobytu w szpitalu leżę z ludzmi po przeszczepie serca i wiem doskonale jaką walkę muszą przejść zanim wyjdą ze szpitala do domu. Z jakim bólem muszą sobie radzić. I ile mają w sobie siły. Nie wspominając już o uśmiechu na twarzy, który towarzyszył im każdego dnia. Dla Mnie- osoby która czeka, są godnym wzorem do naśladowania. Bo Ja rzecz jasna zbieram info o wszystkim- co, gdzie, jak i dlaczego. I zaczynam wierzyć że, ktoś tam z góry wiedział doskonale kogo stawia na Mojej drodze :)    

sobota, 23 stycznia 2016

23.01.2016r

94  dzień...

   ,,Otaczaj się pozytywnymi ludzmi.
Niech będą to osoby ukierunkowane na cele, 
w których towarzystwie czujesz się dobrze.
Wybieraj ludzi do swojego osobistego otoczenia, 
którzy pomogą Ci osiągnąć cele, będą Twoim wsparciem.
Chcesz pewności siebie? Otocz się pewnymi siebie ludzmi.
Na nieświadomym poziomie zaczniesz się na nich wzorować
i naśladować ich sposób podejścia.
Unikaj ludzi, którzy ciągną Twoje morale w dół,
gdyż to negatywne oddziaływanie będzie niszczyć Twoją
pewność siebie''
                                                             -Rafał Kołodziej


                      Dziś odwiedziła Mnie K. Dawno jej już nie widziałam. Posiedziałyśmy, pośmiałyśmy się. Powspominałyśmy też Nasze wygłupy z dawnych lat. Osobowość ta wprowadziła swego czasu w Moje życie mnóstwo pozytywnych fluidów, które trzymają Mnie do dziś dnia. To Ona pokazała Mi, że lepiej być pełną życia optymistką i należy czerpać z życia wszystko co najlepsze. 
Po odwiedzinach pogrzebałam się trochę w kuchni, zrobiłam obiad i padłam jak nieżywa do łóżka spać. 2 godziny wyjęte z życia. Próbowałam z tym walczyć, żeby przetrzymać swój organizm do wieczora ale nic z tego...potrzeba była większa. Wstałam i dalej nie mam siły na nic. Najchętniej zostałabym w łóżku cały wieczór. Denerwuje Mnie taka niemoc, ale nic nie mogę z tym zrobić. Mój organizm się buntuje i walczy, żeby przejąć całkowitą kontrolę. I taka to przepychanka co dzień... Pójdę chociaż na spacer z psem. Lepsze to niż wałkowanie się po łóżku. 

              Wczorajszy dzień też minął na spotkaniu ze znajomymi, których znamy od bardzo dawna. Co Mnie zaskoczyło- wręczyli Mi torbę tzw zdrowej żywności. Same witaminy i minerały w jednym. Na dodanie energii jak to powiedzieli  :) Tak sobie- bez żadnej okazji. Bardzo miło z ich strony, a dla Mnie aż paszcza się uśmiechnęła, że otaczam się wśród tak fajnych i bezinteresownych ludzi. 
              No tak...odwiedziny wczoraj, odwiedziny dziś. Morał z tego taki, że znowu siedzę w domu i zapuszczam korzenie. Co już mam ze sobą zrobić nie wiem. Jak kiedyś wszędzie było Mnie pełno i w domu byliśmy tylko gośćmi, tak teraz nawet nie mam ochoty nigdzie nosa wyściubiać. Mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni, bo już sama siebie mam dość! Czekam na ten telefon ...a tu cisza. I chyba to Mnie z lekka dobija. 

            
No ale nic. Czekamy dalej.  
Pózniej ruszymy z kopyta! 
Będzie się działo. Oj będzie...


Jestem tego pewna!  

wtorek, 19 stycznia 2016

19.01.2016r

90  dzień...



,,Nie mogę już o tym teraz myśleć.
Jeśli chodz przez chwilę będę się nad tym zastanawiać
to zwariuję. Pomyślę o tym jutro''
                                                Scarlett O'hara


               Spodobały Mi się te słowa, które ostatnio do Mnie dotarły i staram się jakoś ich trzymać. Ciężko ostatnio było...Czułam, że jestem w jakiejś czarnej dziurze z której nie widziałam perspektyw na wyjście. Zamknęłam się w swoim świecie na amen. Jak nie Ja...Przerosło Mnie wszystko. Brak chęci na cokolwiek jeszcze bardziej Mnie dobijał. Wstawałam- jak robot coś robiłam- spałam- i się obijałam po mieszkaniu. Wyjście z domu? Tylko rano, żeby zaprowadzić dzieci do oświaty. Reszta dnia w domu...Czekanie jest okropne. A najbardziej flustrujące jest jak słyszę...-,,Nie myśl''. Jak? Ja chętnie wezmę do serca rady jak mam to zrobić...jeśli tylko ktoś potrafi pomóc inaczej niż samym ,,dobrym słowem''. Bo tak naprawdę komuś, kto tego w życiu nie doświadczył ciężko jest zrozumieć niektóre rzeczy. Ja wiem, że są osoby które chcą Mi pomóc i naprawdę jestem im bardzo wdzięczna za wszystko. Aczkolwiek czasami wystarczy, że wiem, że są obok...Niektóre sprawy muszę sama w sobie przegryzć i poukładać w głowie. Tak, żeby było dobrze. 
Chciałabym tylko już mieć to wszystko za sobą i zacząć normalnie funkcjonować. 

            Zaczynam układać grafik co będę robić, gdzie pojadę, co jeszcze zwiedzę- czego nie widziałam. I to Mi pomaga. Tak jak dzisiejsza rozmowa z pewną Anielicą. Emanuje od Niej taka pozytywna energia i radość życia, że nie jestem w stanie się nie uśmiechać jak słyszę Jej głos. To właśnie świadomość tego, ile wcześniej musiała przejść a teraz idzie do przodu jak burza motywuje Mnie do nie zatracania się w depresyjnym świecie- tylko podniesienie swojej szanownej pupy i wyjścia do ludzi. Lubie z Nią rozmawiać...ale Ona to wie :) na Moje szczęście! 
             Popołudniu zafundowałam sobie ,,delikatną'' zmianę fryzury. A że nadarzyła się okazja przyjścia Mojej osobistej fryzjerki to już całkiem byłam zadowolona. No i się zaczęło...-Tnij dość krótko- jeszcze tu przytnij, tam wygol. Po skończeniu szczęście nieopisane! :) I niech Mi ktoś powie, że kobiecie dużo do szczęścia potrzeba...Od razu lepiej się poczułam. Pod koniec tygodnia umówiłam się z E. na dzień tzw. babskiej szwędaczki. Muszę odreagować trochę a Jej towarzystwo jest najlepszą terapią. Zresztą Nam obu się przyda taka pyszna gorąca czekolada :) idealna na wszystko...

Pózniej będę planować kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata! 
Dam radę! Wierzę w to.
Najmocniej jak potrafię...

czwartek, 14 stycznia 2016

14.01.2016r

85  dzień...

               
        Nie pozwól aby stres panował nad Tobą- Ty zapanuj nad nim!

            Zapuściłam się w swoim świecie ostatnio strasznie. Pozamykałam wszystkie drzwi i okna. I najlepiej czułam się sama ze sobą.  Dni spędzałam na obijaniu się po domu i leżeniu wpatrując się w sufit. Pogoda za oknem nie zanosiła się w żaden sposób na poprawę Mojego stanu psychicznego, a na dokładkę złe samopoczucie daję się ostatnio coraz bardziej we znaki. I pewnie to dlatego nie mam ani sił, ani nastroju na cokolwiek. Te cholerne duszności chcą być górą- walczą ze Mną, żeby przejąć władze nad Moim organizmem. Ale Ja tak łatwo się nie poddaje. Dziś dzwoniłam do swojego profesorka, ażeby poradził Mi co mam w takiej sytuacji robić. –Podwójna dawka leku moczopędnego, żeby usunąć tą wodę z osierdzia.  No pieknie, teraz to już wogóle chyba nie wyjde z domu! No ale lepsze to niż ledwo chwilami oddychać… Wykończyć to może człowieka strasznie.

           Porozmawiałam sobie też wczoraj z pewną mega pozytywną osobą, która najpierw wysłuchała Mojego marudzenia, a pózniej wzięła Mnie w swoje obroty. Takich ludzi Mi trzeba. Wspierających- ale przy okazji umiejących odpowiednio Mną potrząsnąć. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo…ale to tylko i wyłącznie od Nas zależy z jakim nastawieniem będziemy przygotowani przejść przez to wszystko. Przeczytałam gdzieś ostatnio, że OPTYMISTÓW PORAŻKA NIE ZNIECHĘCA, A TRUDNOŚCI TRAKTUJĄ JAK WYZWANIA! Także muszę wziąć się znowu za siebie, bo nie urodziłam się żeby pachnieć- tylko działać! 

            
„Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu – pamiętaj, jaki pokój może być w ciszy.
 Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego, 
co mówią inni – każdy ma swą opowieść. 
Wykonuj z sercem swą pracę, jakkolwiek by była skromna.
 Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. 
Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie.
 Tak dalece, jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, 
bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi.
 Nie zwalczaj uczuć: zwłaszcza miłości, 
albowiem w obliczu smutku i rozczarowań jest ona wieczna i silna. 
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. 
Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności. 
Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, 
bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. 
Z całym swym trudem i rozwianymi marzeniami ciągle ten świat jest piękny.”  
(Opracowane na podstawie tekstu: Desidarata, znalezionego w 1692r w kościele w Baltimore)

poniedziałek, 11 stycznia 2016

11.12.2015r.

82  dzień...


         Układam na siebie plan...Żeby iść do przodu mimo- pomimo wszytko! Nie chce Mi się jak nie wiem co, ale muszę. Bo wpadnę w jakąś depresję. Złe samopoczucie swoją drogą, ale trzeba. Chwilami mam już sama siebie dość! Bo ileż to można obijać się w domu o ściany. I czekać... Przyjdzie czas na wszystko- tak sobie ostatnio tłumaczę. I to zapewne w najmniej oczekiwanym momencie. 

         U Nas już śnieg za oknami. Dużoo śniegu. Dzieci przeszczęśliwe- Ja już niekoniecznie. Nie lubię zimy. Nie cierpię marznąć i chodzić opatulona w te wszystkie czapki i szaliki. Ale chucham i dmucham na siebie ostatnio jak nigdy. Pilnuje, żeby się gdzieś nie przeziębić bo chyba z siebie bym wyszła jakbym znowu dostała telefon i była chora. W tygodniu byłam na wizycie u endokrynologa. Na całe szczęście Cordarone nie wyrządził żadnych szkód w tarczycy, wiec o tyle dobrze, że nie trzeba i tego leczyć. No ale trzeba już schodzić z tego leku. Lekko Mnie to przeraża, bo dzięki niemu uspokoiły się częstoskurcze. Byłam spokojniejsza. A teraz? Teraz muszę się mocno spiąć w sobie i nie dać się stłamsić strachowi :) Będzie dobrze! Ja to wiem. A jak nie...to wtedy będę myśleć. Duszności dalej Mnie męczą i mam wrażenie, że ostatnio są coraz bardziej uciążliwe. Dziś już myślałam, że pojadę na SOR powdychać tlenu, bo jeszcze tak kiepsko się nie czułam. Ale przeszło...na całe szczęście. 
         
         Ostatnio zaczęły dochodzić Mnie słuchy, że coraz więcej osób jest wzywanych na przeszczep serca. Bardzo dobrze, że transplantologia rozwija się coraz bardziej i że dla ludzi chorych- takich jak My istnieje nadzieja na lepsze życie. Bez zmęczenia, bez strachu, z wiarą patrzących w przyszłość. A za wszystkich czekających trzymam mocno kciuki! 


        


sobota, 9 stycznia 2016

09.12.2016r

80  dzień...


            Dawno Mnie tu nie było...Nie z lenistwa, ale z braku chęci do czegokolwiek.
Ostatnie dni mam jakieś wyjęte z życia. Sama nie wiem, czy to ta pogoda tak na Mnie wpływa, czy ogólne zmęczenie organizmu, czy zle samopoczucie. Bo jestem już zmęczona wszystkim co się dzieje naokoło. I tym, że zle się czuję, że brak Mi sił, że znowu czekam....To Mnie chyba dobija najbardziej. Patrzę chwilami jak głupia na ten wyświetlacz telefonu i myślę...-Boże, po co Mi te męczarnie. Może miałabym już to za sobą. A tak znowu niepewność. Jeszcze pamiętam jak pisałam, że póki mogę to będę czekać ze swoim serduchem jak najdłużej. Ale zdanie się zmienia- szczególnie jak masz świadomość tego, że Twój stan zdrowia nie jest najlepszy. To jak się męczysz, jak coraz częściej trudniej Ci oddychać. Czasami są dni, że czujesz się w pełni sił- odwiedzasz swoich przyjaciół, żartujesz że gdyby ktoś Cie zobaczył to zastanowił by się czy Ty naprawdę jesteś chora, a czasami nawet nie masz ochoty wstać z łóżka. I tych drugich jest coraz więcej...Przesypiam większość popołudnia, chodzę opatulona w swetry bo trzęsę się z zimna jak osika i walczę sama ze sobą bo chcem coś zrobić, a Moja podświadomość krzyczy odpuść sobie i tak nie dasz rady.

            Muszę się ogarnąć jakoś, ale nie wiem jak. Chyba chwilowo straciłam grunt pod nogami i nie umiem się podnieść. Odsuwam się od ludzi. Wystarczy Mi spokój, cisza i niedzwiedzi sen. 

Bożeszz nie dobrze...
bardzo nie dobrze. 
Oby szybciej do wiosny. 
Właśnie! Wtedy na pewno będzie lepiej.

niedziela, 3 stycznia 2016

04.01.2016r

75  dzień...

          
              I Po weekendzie. Dla Mnie w sumie to i tak bez znaczenia, bo się wyleguje w domu, ale obowiązki nie poczekają. Dzieci trzeba wyprawić rano do oświaty, więc trzeba wcześnie rano wstać. A z tym to u Mnie różnie bywa...

             Ostatnie dni minęły nawet nawet. Zimnica u Nas na biegunie taka, że w połowie drogi do sklepu już czułam że wszystkie kości Mi zamarzają. Staram się takie temperatury przesiedzieć w domu, żeby znowu nie załapać jakiegoś choróbska. Ale czasami też dobrze jest się przejść i powdychać takiego chłodnego powietrza. Jak Ja to mówie- szare komórki nie mają czasu wtedy na negatywne myślenie. Co nie zmienia faktu, że po powrocie do domu zapadam w sen jak ten niedzwiedz na dobra godzinkę. Najważniejsze jednak, że chodzę i jeszcze jako tako funkcjonuje. O resztę jakoś sama się zatroszczę. Na pewno nie będę siedzieć z założonymi rekami i czekać na to co będzie dalej. O nie nie...to nawet do Mnie nie podobne. 

             Wczoraj w nocy miałam lekki kryzys, gdyż ponieważ znowu zaczęło Mnie łomotać serducho. Z tego stresu musiałam obudzić swojego małżonka, żeby podał Mi ciśnieniomierz i ze Mną posiedział. Na szczęście to było tylko chwilowe zachwianie tetna i wszystko się uspokoiło. Już miałam iść do kuchni po hydroksyzynę, ale stwierdziłam że już dość faszerowania się tymi lekami. To jest tylko strach. Strach przed nieznanym- który jest do pokonania. Wszystko zależy od Naszego nastawienia i od tego w jaki sposób sobie to poukładamy w głowie. Ja jeszcze daje sobie z tym radę i to nawet całkiem niezle. Jedynym Moim uzależnieniem na dzień dzisiejszy jest muzyka. To Ona Mnie uspokaja i działa na Mnie wyciszająco. Założyłam więc słuchawki na uszy i zapadłam w błogi sen...A rano już funkcjonowałam prawie jak zdrowa istota. Trochę Mnie tam coś poboli, trochę pouciska, troche podusi, ale ogólnie wszystko jest do zniesienia i zaakceptowania. Tak widocznie musi być- nic nie dzieje się przecież bez przyczyny. Uparcie trzymam się dewizy, że pózniej będzie o niebo lepiej i jak to ostatnio usłyszałam- na niejednej imprezie się jeszcze będę bawiła! 
No mam nadzieję! bo już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio wywijałam na parkiecie. Ale co się odwlecze- to nie uciecze :)

                Tak na zakończenie- piękna głęboka myśl, którą ma w sobie siłę przebicia...




03.01.2016r



Świat zmienia się każde­go dnia
raz jest le­piej, 
raz gorzej
ale po­myśl - życie masz tyl­ko jed­no
jest piękne, 
choć cza­sem da­je w kość!

Wsłuchaj się w śpiew ptaków wiosną,
w pa­dający, ulew­ny deszcz
w szum drzew pod­czas wiat­ru,
w szmer opadłych liści je­sienią
w odgłosy zmrożone­go śniegu zimą.
Spójrz, jak urocze
 są wscho­dy i zacho­dy słońca
o każdej porze ro­ku.

Po­myśl, że to wszys­tko tak piękne
masz da­ne tyl­ko na raz...
Żyj więc jak naj­le­piej pot­ra­fisz


I NIE PODDAWAJ SIĘ TAK ŁATWO !!!

piątek, 1 stycznia 2016

01.01.2016r

72  dzień...

           
           No i weszliśmy w Nowy 2016r. Mam nadzieję, że będzie On lepszy od tego poprzedniego. Pełen owocnych planów i celów do zrealizowania. Dla Mnie oczywiście. Dostałam też życzenia szybkiego dostania serducha...kto wie, może tym razem w końcu się uda. Jak zwykle- jak to Ja wierzę że teraz już ułoży się wszystko dobrze i będę śmigać jak zdrowa sarenka! Wierzę, bo są obok Mnie ludzie, którzy nie pozwalają Mi się załamać i pchają Mnie cały czas do przodu. Za to jestem Im bardzo wdzięczna. Za to że są...po prostu.

           Po telefonie od koordynatora, tak jak się zresztą spodziewałam noc miałam ciężką. Obudziło Mnie nierówne bicie serca, a pózniej towarzyszące temu skoki tętna. W duchu modliłam się tylko, żeby wszystko się uspokoiło. W głowie przewijało się tysiące myśli. Boże kiedy to się w końcu skończy. Już wysiadam pomału. Znowu paraliżuje Mnie strach. Ale jak się poddam to będę na przegranej pozycji i znowu zacznę wszystko od początku. A zaszłam już tak daleko. Nie mogę tak tego zostawić. Nie dam się tak łatwo! Idę więc do kuchni, biorę dodatkowego tabsa i próbuje zasnąć. Uspokoiło się. Reszta nocy mija dobrze. Wygrałam! 
           
           Sylwester spędziłam wypoczywając  na kanapie i opijając wejście w Nowy Rok butelką Piccolo. Bo nie ważne jak- ważne, że świętowałam. I to z jaką pompą! Dziś za to jestem jak z gardła wyciągnięta. Nie mam sił na nic. Najchętniej bym przespała cały dzień, ale też nie mogę przez te cholerne duszności. Co się położę, poleżę chwilę to muszę wstawać bo czuję jakby Mi coś na klatce siedziało… W efekcie przysnęłam trochę praktycznie na siedząco. Dobre i cokolwiek. Reszta dnia jakoś minie- zaraz wieczór, noc.

A jutro?
Jutro kolejny dzień.
Kolejne możliwości!