czwartek, 19 maja 2016

DWA MIESIĄCE


              Dwa miesiące minęły nawet nie wiem kiedy. Jak się czuję? Za każdym dniem coraz lepiej, a nawet rewelacyjnie! Wspominałam dziś- cofając się wstecz do czasu Mojego pobytu i rekonwalescencji w szpitalu te chwile zwątpienia i ogólnej irytacji całą sytuacją. Pamiętam jak monotonnie, bliskie Mi osoby w kółko powtarzały, że będzie lepiej...że trzeba przeczekać te najgorsze chwile.  Z zaciśniętymi więc zębami czekałam i walczyłam sama ze sobą. Ze swoimi słabościami, których upust dawała zazwyczaj wieczorami jak wszyscy spali. Wtedy Moim najlepszym przyjacielem była poduszka, na która wylewałam swoje łzy. A teraz? Dziś minęły okrągłe dwa miesiące, kiedy dostała szanse na NOWE ŻYCIE. Codziennie dziękuje Bogu za DAR jaki otrzymałam. Dzięki temu mogę normalnie funkcjonować, wychowywać swoje dzieci i cieszyć się każdą chwilą swojego życia. Kiedy ktoś pyta Mnie- Skąd w Tobie tyle optymizmu?? Odpowiadam: Życie jest po to, żeby cieszyć się Nim ze wszystkiego co Nas otacza. Moje jest wspaniałą przygodą, w której podejmuję decyzje, spełniam swoje marzenia i żyję najlepiej jak potrafię. 

            Jeśli chodzi o Moje samopoczucie wydolnościowe to diametralnie się poprawiło. Chodzę jakbym miała wszczepiony dodatkowy motorek. Górki, które wcześniej sprawiały Mi trudności- teraz pokonuję bez jakiegokolwiek zmęczenia. Na schody- Moją odwieczną zmorę! wchodzę nawet nie wiem kiedy. Trzecie, czwarte piętro to już dla Mnie drobnostka. No i spaceruję. Dużo, bardzo dużo. Właściwie samochodem jeżdżę- jako pasażer na razie, tylko kiedy muszę. Wolę się przejść. W chwili ogromnego stresu który przeżyłam- kiedy życie przelatywało Mi dosłownie przed oczami nie traciłam swojej wiary w to, że dam radę. A kiedy się obudziłam i wiedziałam, że wszystko się udało to swoją wielką determinacją dążyłam do tego, żeby jak najszybciej stanąć na własne nogi i wyjść do domu. Bo właśnie w takich momentach człowiek uświadamia sobie, że kocha każdy dzień i każdą chwilę swojego życia. I cieszy się ze wszystkiego co jest dane Mu zobaczyć i przeżyć. 



,,Są dwie drogi aby przeżyć życie.
Jedna to żyć tak jakby nic nie było cudem,
Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko!''

środa, 11 maja 2016

11.05.2016r

         
            Dojechaliśmy wczoraj na Śląsk koło południa. Po zaklimatyzowaniu się na sali, pobraniu krwi przez pielęgniarki i zrobieniu najważniejszych badań poszliśmy z M na spacer po piętrach szpitala. Żeby się nie zasiedzieć w sali. Wieczorem szybko poszłam spać. Zmęczenie po podróży dało o sobie znać. A i musiałam nabierać mocy przed ukochanym badaniem. Rano skoro świt ciśnienie, pobieranie krwi i tabsy. Dostaliśmy tez z Panią sąsiadka zielone kaftaniki i czekałyśmy na biopsję. Ok godz 9 pojechałyśmy na hemodynamikę. Ja na jedna sale, Pani na drugą. W bojowym nastawieniu usiadłam sobie na stole i pytam pielęgniarkę:

-Kto dziś robi badanie? Jeśli Pan dr ... to Ja poproszę o kogoś innego. Do Niego sie nie położę...
-Dzisiaj robi inny doktor. Proszę sie nie stresować. To jak zaczynamy przygotowania?
-Uff to dobrze. Zaczynamy...

           No i czas start. Dr zaczął się wkuwać. Raz sie nie udalo, drugi raz- już zaciskam zęby, ale dalej nic. Kolejny trzeci- myślę boże to jakiś koszmar chyba 😜 Lekarz Mnie przeprasza, ze przez zrosty które sie zrobiły w tetnicy szyjnej nie może się przekuć, a Ja prawie z bólu juz nie wyrabiam. Udało sie. Do trzech razy sztuka. Reszta badania poszła juz bardzo sprawnie i po 5min sie skończyło. Czekając już na krzesełku na przyjazd swojej pielęgniarki z oddziału Pani z hemo patrzy i patrzy na Mnie i mówi:

-Dobrze się Pani czuje?
-No właśnie nie bardzo. W glowie Mi sie kręci. I troche ciężko Mi oddychać.
-Zaraz podam Pani tlen i poczekamy.

           Posiedziałam chwile, ale ze nie przechodziło to Pani sąsiadka wróciła juz na sale, a Mnie przewieźli na oddział na łóżku. A tam lekarz, Mnie pod monitor i kroplówka w żyłę. I zero wstawania bynajmniej przez najbliższą godzinę. Psia mać! Myślę....pojechałam na badanie a skończyło sie jak zawsze wyskokiem. Jak Mnie jeszcze zostawią w szpitalu to wcale będzie bosko 😒😒 Ale wszystko sie uspokoiło na Moje szczęście, zrobili jeszcze echo i dostałam wypis. Biopsja rzecz jasna z zerówkowym wynikiem a stężenie za wysokie 😊 wiec znowu zmniejszenie lekow.
Kolejna wizyta aż za miesiąc. Tryskam szczęściem! Odpocznę...nabiorę kolejnych sił. A póki co wracam do domu! Do swoich kochanych dzieciaczków ❤❤❤

niedziela, 8 maja 2016

08.05.2016r


To już 50 dzień. 
             
             Dzień nowego, lepszego życia. Tyle obaw miałam wcześniej, tak się bałam, a teraz wszystko poszło w zapomnienie. Korzystam z życia ile mogę. Dużo spaceruje, coraz więcej zajmuję się domowymi sprawami i żyje najlepiej jak potrafię! To jest niesamowite, jak spotykam swoich znajomych, którzy zwracają uwagę na to jak teraz wyglądam- jak rozmawiam, ile mam energii. I tym dodają Mi więcej sił.
Wczoraj poszliśmy sobie na rodzinny spacer w odwiedziny do rodziców. Jak Mi się wydawało podążałam normalnym rytmem. Tak lekko Mi się szło, że nawet nie zauważyłam kiedy zostawiłam męża z dziećmi w tyle. Więc delikatnie mówię:

-Co tak pomału idziecie??
-My?? To Ty wyskoczyłaś jak z procy i teraz Cie gonić musimy.

I zaczęłam się śmiać. Jak szalona, bo nie pamiętam w swoim życiu takiej sytuacji, żebym była pierwsza na wybiegu. Co za radość! Nie do opisania.

             Za dwa Dni znowu jedziemy na Śląsk. To już 6 biopsja będzie. Już nawet nie chce Mi się myśleć i analizować na kogo tym razem trafię. Obiecałam sobie tylko, że na pewno nie dam się zbadać temu sadyście jak przyjdzie. A reszta niech robi co chce. W końcu i tak muszę się temu poddać. Ale wybór lekarza mam, więc dobre chociaż cokolwiek. Przy okazji chciałabym też porozmawiać z lekarzem, który się opiekował Mateuszem podczas jego pobytu w szpitalu. Co w końcu postanowili i jakie dalej zastosują leczenie. Ten temat spędza Mi codziennie sen z powiek. Wiem, że z czasem będzie go czekało takie samo przeżycie jak Mnie, ale to jest twardy zawodnik i na pewno da sobie radę. Jak to czasami się mówi- jaki rodzic, takie dziecko. W tym przypadku chyba się sprawdza.

             Dziś mieliśmy piękną pogodę. Wybraliśmy się więc jeszcze z siostra i jej rodzinką w plener, posiedzieć i powdychać świeżego powietrza. Dzieci się wyszalały, Ja odpoczęłam od natłoku myśli związanych z podróżą...Dobrze Nam wszystkim to zrobiło. Od dziś coraz więcej takich wyjazdów... 

Trzeba zacząć żyć! 
Na pełnych obrotach.




niedziela, 1 maja 2016

01.04.2016r


                 Po tygodniu przebywania w szpitalach wróciliśmy do domu. Moje wyniki super, ale z racji że Mateuszek musiał jeszcze iść na oddział, zatrzymaliśmy się na parę dni u znajomego. Mój mąż kursował codziennie do młodego, żeby być na bieżąco z badaniami i wspierać go, kiedy pielęgniarki potrzebowały jego krwi. Pomimo, że synuś bał się strasznie to był bardzo dzielny. Wieczorami husband wracał żeby się porządnie wyspać w łóżku. I rano skoro świt z powrotem do dziecka. A Ja w miedzy czasie odpoczywałam. Miałam też okazję spotkać się ze swoją Anielicą, co Mnie bardzo ucieszyło bo się już stęskniłam za Jej pozytywną energią i za Nią samą. Rzecz jasna musiałam Ją jeszcze wypytać o parę rzeczy, żeby być na bieżąco ze wszystkim. 

              Badania młodego wyszły...już nawet sama nie wiem jak. Przebadali go od góry do dołu i to w tym wszystkim jest chyba najlepsze. Przerost serducha jest i będzie zawsze. Zmienić to może jedynie transplantacja- tak jak w Moim przypadku. Czekamy teraz na konsylium lekarskie, które ma ocenić jego stan zdrowia i podjąć decyzje co dalej. Czy to już czas...czy można jeszcze poczekać. Podświadomie wierzę, że jednak to drugie. Inaczej chyba będę musiała zacząć czerpać energię skąd indziej, bo ta która mam teraz w sobie ulegnie wyczerpaniu.Wczoraj wracając do domu, zajechaliśmy do sklepu na zakupy. Wychodząc już zaczepił Nas młody chłopak- wiek ok 16-17lat. Zapytał grzecznie, czy możemy Mu dołożyć parę złotych na jedzenie. Niestety jak to w tych czasach bywa często używa się kart płatniczych więc nie mieliśmy przy sobie gotówki. Przeprosił Nas za zajęcie czasu i odszedł. Był bardzo smutny. Wsiadając do auta obserwowałam go. Ludzie odganiali młodego od siebie jakby był co najmniej jakiś trędowaty.

-Szkoda Mi tego małego...może jest naprawdę głodny. 
-No Mi też. 

              Spojrzeliśmy z M na siebie i mój mąż bez zastanowienia wysiadł z auta, zawołał chłopaka i poszedł z Nim do sklepu kupić Mu jedzenie. Kiedy zobaczyłam jak pózniej to dziecko wyszło zadowolone ze sklepu z pełną torbą wiedziałam, że to było najlepsze co zrobiliśmy. Pózniej M Mi powiedział, że jak chodził z Nim po sklepie i zaproponował, żeby wybierał to co miał ochotę zjeść to dołączył też do Nich następny Pan z propozycją kupna coś dla młodego. Łancuszek dobroci więc działa. Wiem, że teraz są różne czasy i nie jednemu z Nas jest ciężko, ale jestem zdania, że nie należy mierzyć każdego taką samą miarą. Jest dużo ludzi, którzy proszą pod sklepami, na ulicach o pomoc. Jesteśmy też różnie nastawieni na takie sytuacje, bo zdarza się że damy komuś parę złotych a okazuje się że poszły One nie na jedzenie a np alkohol. Ale są także ludzie, którzy naprawdę znalezli się na krawędzi upadku i potrzebuja wsparcia. Bycie serdecznym procentuje, wzbogaca Naszą osobowość. Jest inicjatorem bardzo wielu ciepłych sytuacji. Taka postawę kształtujemy dzięki doświadczeniu życiowemu wraz z upływem czasu... I jesteśmy głęboko przekonani o tym, że spotkało Nas ogromne szczęście, właśnie dzięki temu, że jesteśmy dobrymi ludzmi...