Dziś mam refleksyjny dzień. Właściwie już od paru dni nie mogę sobie miejsca znalezć. Nie dlatego, że zle się czuję, bo moje samopoczucie jest rewelacyjne. Ale dlatego, że dowiedziałam się kim był mój dawca... Informacja, która jest wyjątkowo poufną wiadomością zarówno dla rodziny dawcy jak i biorcy dotarła wprost w moje ręce. Od samego początku trochę szukałam, ale właściwie chciałam tylko poznać płeć, bo wiek już wiedziałam podczas pobytu w szpitalu. Wyszło inaczej. Jakimś niezrozumiałym dla Mnie faktem sama dowiedziałam się wszystkiego. Nawet nie potrafię tego w racjonalny sposób wytłumaczyć. W ciągu paru dni informacje same zaczęły do Mnie spływać...jak magnez, poprzez strony internetowe. Dziś myślę, że ten z góry miał w tym swój cel, bo przecież ludzie szukają latami i to bez rezultatu. Cały czas myślę o tym młodym człowieku, który stracił życie dzieląc się jakąś cząstką ze Mną. Przykro Mi bardzo, bo wiem, że był właściwie jeszcze nastolatkiem mającym plany i marzenia...ale też że był dobrym człowiekiem. Jestem pod wielkim wrażeniem, że decyzja o oddaniu jego organów po śmierci była jego świadomą prośbą, którą uszanowali jego bliscy. Dlatego też wiem, że zrobię wszystko, aby nie zmarnować tego daru który Mi podarował.
Czy czuję się z tym lepiej, że wiem? Na pewno jestem spokojniejsza. Na zbliżający się rok chciałam napisać list. Taki krótki z podziękowaniem. Teraz będę miała możliwość pojechania na grób. To będzie moja najpiękniejsza wdzięczność, którą jestem w stanie zrobić. Dla siebie. I dla Niego...
Za parę dni wyjeżdżamy w moje ukochane góry. Zregenerować siły i odpocząć. Potrzebuję tej odmienności i nabrania kolejnej dawki energii, tym bardziej, że wcześniej nie było takiej możliwości. Tamten rok był bardzo ciężki zarówno dla Mnie jak i dla moich bliskich. Przeszczep, ciągłe bardzo odległe wyjazdy, badania jak nie moje to Mateusza. Ciągły stres i nerwówka co będzie dalej. Chwilami już chodziłam jak cień człowieka, bo nie mogłam zrozumieć dlaczego ciągle te kłody pod nogami. Wtedy dostawałam kopa od bliskich i stawałam na nogi. Narzekanie nie należy do mojego stanu ducha. Sama wtedy jestem zła na siebie. Otworzyłam nowy rok i nowe cele do zrealizowania. Powróciły marzenia o które usilnie chcę zacząć walczyć i spełniać. Nie zamierzam siedzieć w miejscu, bo nawet jak Mi się nie uda nie chcę żałować, że czegoś nie zrobiłam lub nie spróbowałam. Taki sobie obrałam kierunek w życiu i trzymam się tego planu jak przystało na prawdziwą upartą baranicę !