sobota, 4 czerwca 2016

04.06.2016r



             Wielkimi krokami zbliża się Nasz kolejny wyjazd do Zabrza. Za tydzień Mateusz ma być na oddziale w celu zrobienia cewnikowania i dalszej oceny serduszka. Po zrobieniu już wszystkich potrzebnych badań kwalifikacyjnych jego papiery pójda na konsylium a My dowiemy się co dalej. Czy będzie wpisany na liste czy jeszcze nie. Czeka Nas jeszcze rozmowa z lekarzem o wszczepieniu defibrylatora. We wtorek natomiast na oddział frunę Ja. I kolejna biopsja- tym razem przez tetnicę (lub żyłę) udową. Moja szyja wygląda już jak dobrej jakości ser szwajcarski, więc wolę ażeby zaatakowali Mi nogę. A górną część ciała zostawili już w spokoju. Przeraża Mnie tylko to parogodzinne leżenie po zabiegu. Teraz kiedy praktycznie biegam- nie chodzę nie wyobrażam sobie jakichkolwiek ograniczeń. Jakbym chciała odzyskać stracony czas...

            Ostatnio czytałam od początku swojego bloga, którego zapiski mam zamiar przenieść na papier jako pamiątkę i pomyślałam-  Czego tak się bałaś wariatko i zapierałaś rekami i nogami przed tym wszystkim?? Teraz dopiero czerpiesz z życia wszystko co najlepsze! Kiedy ktoś Mnie pyta co teraz odczuwam, mówię wprost- A jak myślisz- jak czuje się ptak który po czasie dopiero nauczył się latać i wzbija się w powietrze?? Tak samo jest ze Mną. Ja nie znałam innego życia bez ciągłego zmęczenia, złego samopoczucia i wielu innych czynników. Od kiedy pamiętam zawsze zostawałam w tyle. Karta się w końcu jednak odwróciła i na moja korzyść. Każdego dnia budzę się z taką energią, że mogłabym góry przenosić. Zauważyłam też wielką zmianę u siebie. Zniknęła wiecznie zmęczona i blada twarz, którą zastąpiły teraz rumieńce. Nie ma worów pod oczami i tej okropnej zadyszki podczas każdej rozmowy która prowadziłam. Teraz bez irytacji mogę swobodnie popatrzeć w lustro. Ależ Mnie to niezmiernie cieszy! Jestem tez bardzo dumna ze swojego syna, który pomimo, że sam ma chore serduszko i widzę że jest Mu czasami ciężko to chce Mi pomagać. Wodzi za Mną codziennie wzrokiem i obserwuje. Nosi za Mnie jakieś cięższe torby, albo sprawdza czy aby na pewno to co mam w rekach nie warzy więcej niż 3kg. Ostatnio użył nawet argumentu -,,bo powiem wszystko dla taty''- kiedy to chciałam już sama sobie z czymś poradzić i z troski o niego delikatnie odmówiłam pomocy. Rozbroił Mnie tym zupełnie. 

            Za dar życia otrzymany w marcu, będący wynikiem Mojego Dawcy i uszanowania jego woli przez jego rodzinę wdzięczna będę do końca życia. Wdzięczna także za możliwość dalszego życia- za możliwość wychowywania swoich dzieci, oraz za wszystko, co w moim życiu mnie jeszcze spotka. To, że mogę nadal cieszyć się życiem zawdzięczam również lekarzom Śląskiego Centrum Chorób Serca, do którego trafiłam po długich szpitalnych wędrówkach. Wielką zasługę przypisuję jakże wspaniałym pielęgniarkom z Oddziału Transplantacji, które każdego dnia dbały o mój komfort fizyczny, ale i psychiczny, tak ważny podczas rekonwalescencji po przeszczepie.

Dzięki temu co przeżyłam, zdałam sobie sprawę z tego, jak ważną rzeczą każdego dnia jest odkrywanie i docenianie swojego życia. Jego piękna i wartości.