niedziela, 19 marca 2017

ROK po przeszczepie serca

    
          Równo rok temu 19 marca 2016r zabiło w mojej piersi drugie, lepsze, zdrowsze serce, które podarował Mi młody człowiek zza życia świadomie podejmując decyzję o oddaniu swoich organów po śmierci. Daje Mi ono teraz siłę, której wcześniej nie miałam. Daje też szczęście i miłość. Każdy kolejny dzień jest najpiękniejszy spośród tych wszystkich, które są jeszcze przede Mną.

          Tak szybko to zleciało...Bywało różnie- nie powiem że zawsze kolorowo. Żyję i cieszę się z każdego dnia najlepiej jak potrafię. Miałam też chwile lekkiego załamania, jednak szybko na szczęście się podnosiłam. Przez całą swą wędrówkę los postawił na mojej drodze wspaniałych ludzi na których wiem, że zawsze mogę liczyć. Doceniam to bardzo bo wiem ile swojego czasu i cierpliwości poświęcali mi każdego dnia. Ten rok był ciężki. Ciągłe huśtawki nastrojów po lekach wyprowadzały i mnie i innych z lekkiej równowagi...tak łagodnie mówiąc. Biopsje- długie i bolesne przez potworne zrosty, które się zrobiły na szyi i ciągłe kombinowanie gdzie i jak teraz. Każda moja kolejna wizyta związana z badaniem przyprawia mnie o ciągły strach. W takich momentach zazdroszczę innym, którzy opowiadają jak to lajtowo przechodzą biopsje serca. Ale idę. Bo muszę. Bo zaciskam zęby. Bo czekam na każdy pozytywny wynik. To mi daje siłę na kolejne starcie. 
        
  Pamiętam siebie przed przeszczepem. Zbuntowana, nie dopuszczająca do siebie myśli, że to już ten czas. Że stan zdrowia jest zły. Że ciągle się pogarsza i nie ma perspektyw na poprawę. Pózniejsza świadomość tego, że jestem skazana po operacji na pomoc innych doprowadzała Mnie do gorączkowej flustracji. Ale żyję. Chodzę, czasami biegam i to dzięki wspaniałym ludziom którzy min opiekowali się mną podczas mojej rekonwalescencji w szpitalu. I tu mam na myśli wspaniałe pielęgniarki pracujące na tym oddziale. Często nie doceniamy ich pracy, bo lekarz, bo profesor ważniejszy. A tak naprawdę to one zanim sami nie ruszymy z miejsca pielęgnują nas od samego początku robiąc wszystko co możliwe, bo dla nas czasami wyczynem jest podnieść się z łóżka. Ich każde dobre słowo, zwykły uśmiech i empatia jaką obdarzają pacjenta potrafią góry przenosić i pobudzić do działania. I za to im właśnie dziękuję i dziękować będę zawsze. Ciężka praca, którą wykonują powinna być przez nas pacjentów doceniana i ważna tak samo jak my jesteśmy ważni dla nich. Nie zapominajmy o tym nigdy...dziękuję nie kosztuje nic. 

W dzisiejszy dzień tak jak sobie postanowiłam pojadę na cmentarz. Pod krzyżem postawionym w różnych intencjach podziękuję za dar który otrzymałam od swojego dawcy. Najpiękniejszy prezent od życia już dostałam...nic więcej nie potrzebuje...


,,Największą wartością w życiu nie jest to
co uda Ci się zrobić
Największą wartością w życiu jest to
kim się stajesz''