niedziela, 28 lipca 2019

Pozytywnie przez życie


,,Kto potrafi cieszyć się z małych rzeczy
mieszka w ogrodzie pełnym szczęśliwości''
                                                 Phil Bosmans


          Wróciliśmy. Po kilkudniowym pobycie na ziemi śląskiej wróciliśmy do domu. Mateusz przebadany od góry do dołu, sprawdzony pod kątem wszczepionego urządzenia ma wrócić ponownie na oddział za dwa miesiące. Jego wyniki hmm zadowalające na pewno nie są i czekamy teraz na konsylium z kardiochirurgami co dalej. Żyję nadzieją i trzymam się jej kurczowo, że przez długi długi czas wystarczą nam tylko okresowe badania i to że Mateusz jest zabezpieczony kardiowerterem defibrylatorem w razie niespodzianki NZK. Prześladuje mnie to wszystko cały czas i gdzieś mi z tyłu głowy dudni, że kiedyś ta chwila nadejdzie i on trafi na transplantacyjną listę. Zawsze wtedy patrzę na niego... na mojego pozytywnego nastolatka, który zupełnie nie bierze do siebie tego jak bardzo jest chory. Zmartwienia, złe samopoczucie? jego to zupełnie nie dotyczy. Może nie zawsze tryska energią, bo wiek też swoje robi- czym mnie doprowadza do szewskiej pasji chwilami, ale mając na uwadze jego wyniki zastanawiam się skąd w nim tyle optymizmu. Ograniczony jest bardzo ze wszystkich możliwych sportów aby nie przemęczać serducha a pomimo wszystko znajduje sobie zajęcia aby coś robić. Ostatnio trochę pochodził z tatą na siłownie- lekarka zakazała robienia bardzo wysiłkowych ćwiczeń, na co mój syn stwierdził- Spoko, wymyślę coś innego 😆 Oby ta energia go trzymała do końca świata!

Wracając jeszcze do szpitala chciałabym wam opowiedzieć o pewnej sytuacji. Siedząc na korytarzu i czekając na Mateuszowy wypis ze szpitala, przysiadła się do mnie rodzina z mała dziewczynką czekającą na przyjęcie. Sprawy toczyły się jak to na oddziale bywa- przyjęcie, pobranie krwi itp. Kiedy wróciła do mnie na krzesełko płakała bardzo. Jej mama chyba nie bardzo rozumiejąc przez co jej córka przechodzi jeszcze podnosiła głos chcąc ją uspokoić. Serce mi ściskało, ale nie bardzo chciałam się wtrącać. Kiedy na chwilę zostałyśmy same zapytałam ją dlaczego płacze. Przez płacz usłyszałam, że boi się pobierania krwi. Dziewczynka była po transplantacji serduszka. Boże jak dobrze ją rozumiałam. Bo to naprawdę nie ma znaczenia czy jesteśmy dorosłymi ludźmi, czy małymi dziećmi ale to co w swoim życiu przeszłyśmy. Życie już ją w dość brutalny sposób doświadczyło, pokazało to czego normalnie człowiek nie przeżywa, dla niej każde kolejne badanie będzie jeszcze gorsze i nie ma znaczenia to, że ma już nowe serduszko. Niektórych rzeczy nie da się usunąć z pamięci czy też się uodpornić. Dlatego siedziałam obok i łzy same płynęły mi po policzkach, kiedy mówiłam jej że pomimo wszystko musi być silna. I jak ma ochotę płakać, niech płacze- ona już jest wojowniczką która wygrała walkę o swoje życie. Jest bohaterką! A chwile słabości może mieć każdy. 

          A my, żeby się trochę zresetować po powrocie do domu wybraliśmy się na rodzinną niedzielę do parku linowego. Mój małżonek wziął pod swoje skrzydełka najmłodszą latorośl, a my z Mateuszem i moim chrześniakiem porwaliśmy się na największe atrakcje. I po raz kolejny stałam pod tymi drzewami i zastanawiałam się w kogo te moje starsze dziecko się udało. Prawie jak ta małpka przeskakiwał z przeszkody na przeszkodę nie wykazując żadnego strachu. Wysokość 15 metrów w dól? Zjazd tyrolką 400 metrów? Kompletnie nic go nie ruszało 😊 Jego podejście do życia pokazuje, że pomimo choroby- bardzo ciężkiej, trzeba iść do przodu. Nie oglądać się za siebie i z optymizmem patrzeć na świat. Wielu rzeczy nie da się już zmienić- je trzeba zaakceptować. Mimo trudności, wyzwań w życiu i przeszkód warto się nie poddawać. I on z tego w 100% korzysta. 
Mój nastoletni super chłopak 💓