„Wszystko rozpoczyna się od myśli.
Myśli prowadzą do uczuć, uczucia prowadzą do działań,
działania prowadzą do rezultatów”.
~J. Beck
Nieuniknione stało się faktem. Trzeba zbierać swoją dupcie i pakować się na oddział do Wrocławia. Poległam na całej linii. Tak walczyłam, tak się opierałam aż przyszło mi zaakceptować to co jest tu i teraz. A kto Mnie zna, ten wie jak ciężko, cholernie ciężko mi było się z tym pogodzić.
Stymulator serca. Maszyna, której wszczepienie elektrodami do serca podnosi nie tylko nasze tętno ale pomaga mu bić. A moje tego zaczyna potrzebować. Żeby nie było, że tak lekko zaakceptowałam ten fakt to przeszukałam najpierw kilkadziesiąt artykułów, przeprowadziłam mnóstwo rozmów a mój profesor to jeszcze chwila a stwierdzi, że może nie tak fajnie mieć mnie teraz u siebie we Wrocławiu... Ale sami wiecie. Póki nie podejmę decyzji ważącej na moim zdrowiu to kombinuję jak ten koń pod górę, aby nawet spod ziemi wynaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. Nic nie poradzę na to, że jestem w gorącej wodzie kąpana i chciałabym mieć jasne sytuacje na już. W końcu każdy z nas ma do tego prawo. Barania upartość to jednak jest czasami duży plus! Bynajmniej dla Mnie.
Dotarło do mnie niestety, że jestem chwilami naprawdę jedzą sama dla siebie, blokując sobie prawo do odczuwania emocji. A już zwłaszcza w tak nieprzewidywalnej sytuacji, w jakiej teraz jestem, doskonale zdając sobie sprawę, że moje POZYTYWNE myślenie- które odgrywa niesamowite znaczenie w moim pięknym życiu schodzi gdzieś na drugi plan. Ciągle bowiem zapominam, że nasze samopoczucie psychiczne to coś płynnego. Że MOGĘ się poczuć źle, będąc optymistką. Że mam prawo do tego, bo pojawia się coś, co zabiera mi stabilność. Że mogę poczuć, że grunt mi się trochę osuwa pod nogami. Że dopada mnie paraliżujący strach z którym nie potrafię sobie poradzić.
Strach przed zabiegiem, który zawładnął moim ciałem. Bo już samo urządzenie i świadomość tego, że te serducho się z lekka psuje nie wpływa na Mnie tak drastycznie co samo wszczepienie. Już nawet poczyniłam pewne kroki względem całkowitego uśpienia mnie na ten czas, aby tylko nie być świadomą tego co się będzie działo na tej sali hemodynamiki. Czy to przejdzie, nie wiem bo teraz lekarze bardziej bazują na znieczuleniu miejscowym i kontakcie z pacjentem, co w tym przypadku nie ma dla mnie wogóle znaczenia. Należę do bardzo zdyscyplinowanych pacjentek- dopóki nie poczuję się z czymś źle. Wtedy już walczę. A robię to całą sobą i z pełną świadomością tego co może się zdarzyć. Kiedyś pamiętam, ściągali innego lekarza do mnie na biopsję- kiedy okazało się, że miał mi robić zabieg znienawidzony przeze mnie lekarz. Afera na pół szpitala, bo pacjentka nie chce się położyć na stół. Wszystko sterylne, pielęgniarki czekają a Ja siedzę na krzesełku i czekam na innego lekarza. Niemniej jednak wracając do tego myślenia to działa to na zasadzie bumerangu. Potrzebuje paru dni na przetrawienie pewnych informacji, aby później odrodzić się jak feniks i zostawić całe negatywne myślenie za sobą. To mi pomaga.
Nie lubię, kiedy ludzie się ze sobą pieszczą i nie pieszczę się, kiedy chodzi o mnie. Dlaczego? Bo wiem, co chcę osiągnąć i wiem, że może droga nie zawsze jest przyjemna, ale tego warta. Daleko mi do perfekcjonistki. Akceptuję niedoskonałość. Akceptuję swoje błędy, wpadki i przypały. Dzięki temu, że codziennie praktykuję wdzięczność, zaczęłam czerpać szczęście i energię z tego, co mnie otacza, co mam tu i teraz. Ostatnio zrobiłam sobie sesje zdjęciową. Taka moja pamiątka, która ukazuje jak na przestrzeni tych 5 lat zmieniłam się Ja i mój organizm, który przez niedotlenione i schorowane serce... po prostu odżył. Nic nie równa się z tym, jakiego powera mogą dać Ci tak proste rzeczy.