czwartek, 24 marca 2016

IK

2o-21-22.03.2016r


            Swój wjazd na IK popoludniowym poniedziałkiem wspominam jak tornado. Pełno kabli, pomp infuzyjnych i mnóstwo pielęgniarek i lekarzy obok. Wszyscy radosni, przesypmatyczni i bardzo pomocni. Większość czasu spalam jeszcze ale juz pomalu dochodzila do Mnie świadomość tego co się dzieje dookoła. Przyszedł profesor porozmawial ze Mną i wszystko wytlumaczyl- co w takich wypadkach jest dla pacjenta bardzo ważne. Pomimo wyjecia juz jednego drenu nadal bylam przykluta do lozka, bo pozostał jeszcze jeden i ten piekielny cewnik. Wtorek przybyła Pani rehabilitantka i zaczęły sie ćwiczenia. Siadanie, delikatne wstawanie i w końcu upragnione pare kroków przy wózku. Do toalety na prawdziwy tron 😁 Radość nieopisana!

-0 Boże! To dziecko juz chodzi 😁 w sobotę miala przeszczep a we wtorek już na nogach. -Słowa które słyszałam naokoło Mnie dodawaly Mi takiego powera, ze mogłam góry zacząć przenosić.

            Zaczynałam wierzyć w to ze szybko stane na własne nogi i nie bede zdana na czyjąś pomoc. Pielęgniarki są nieocenione. Te które pracują na oddziale są cudowne. Ale jak człowiek chce sam to nie ma sily zeby go powstrzymać. Tak zaczęło być ze Mną. Do środy wyjęli Mi kolejnego drena, usunęli cewnik i nakłucia w tetnicy. Odżyłam. Pamiętam kilka wesołych sytuacji, które pomimo tego ile bólu Mi to wszystko codziennie sprawiało, wprawialo Mnie w doskonaly nastrój. Moje zartobliwe-slowne przepychanki z profesorem który chcial Mi wcisnąć, ze wyjecie drenow nic nie boli- gdzie Ja wiedziałam jak dzien wcześniej prawie caly oddział Mnie slyszal tak krzyczalam. Moja radość na widok kiszonego ogórka z rana na sniadanie. Uparte rehabilitacje które pomimo ze Mnie wykanczaly to twardo chciałam jeszcze. I moje leki kiedy to mówiłam dla profesora, ze chyba cos jest nie tak, bo serce Mi za szybko pracuje. To uczucie bicia 106/m na poczatku bylo prawie jak kosmos.


Najgorsze jednak bylo przede Mną...