wtorek, 29 marca 2016

IK



             Cudowny wczoraj miałam dzień. Mimo jeszcze lekkich dyskomfortów bólowych, czułam ze odżyłam i nabieram sił. Woda zeszła ze Mnie juz prawie do konca, mdłości i wymioty poszły w zapomnienie. Znowu zaczęłam spacerowac po korytarzu i byc na tyle przytomna zeby wiedzieć co się naokoło Mnie dzieje. Apetytu dostałam takiego, ze niedługo wydreptam własną ścieżkę do lodówki. Nie powiem ze jest cudownie, bo wszystko jest jeszcze świeże i bol caly czas daje o sobie znać, ale to juz nie porównanie co bylo wczesniej. Dzien wczesniej miałam lekki kryzys. Naryczałam się chyba za wszystkie czasy, ale pomogło. Od tego czasu załapałam powera i ruszyłam z kopyta. Bardzo dużo pije wody, zeby pobudzić te swoje nerki do co raz to lepszej pracy- co daje niesamowite efekty. I dumę dla Mnie jak na obchodzie profesor mówi:

-Jestem pod wrażeniem. Wczoraj bylo masakrycznie a dzis nie do poznania. Odstawiamy leki moczopędne, bo jak widać Nasza pacjentka idzie szybciej niż mogłem sie spodziewać.
-Panie profesorze, Ja to w sumie mogę i do domu juz isc 😁 -nie byłabym sobą gdyby tego nie powiedziała
-Wiedziałem, ze będą z Nia problemy 😜😁 i zwraca sie do pielegniarek-znajdźmy jej jakas izolatke moze lepiej z monitoringiem, bo Nam jeszcze nawieje ze szpitala 😃😃

                Jednym słowem - czuje ze wracam do sil. Pomalu, pomalu i do przodu. Boże jaka jestem szczęśliwa! Wiem, ze każdy organizm przechodzi wszystko inaczej...Ale patrząc dzis na swoja kartę z pobytu i czytając, ze w 2 drugiej dobie po tak poważnej operacji zeszlam z lozka i siedzialam na POPie na specjalnym fotelu i juz się rehabilitowalam- w 3dobie juz spacerowalam po sali to sama się zastanawiam stad u licha we Mnie tyle samozaparcia i siły. Tak wiec jak wszystko będzie dobrze- w połowie kwietnia wyfrune stad jak nowo narodzona ptaszyna. I tego się uparcie trzymam.

              Dzis kolejna biopsja za Mną. Denerwowałam sie strasznie. Nie powiem ze bylo ok, bo lekarz, który robił zabieg do delikatnych nie należał. Szczęście jego, ze miałam dość skrępowane ręce bo chyba bym go oskubała. Na koniec musiałam oczywiście zrobic show i wyjechałam z hemodynamiki pod tlenem. Nie wiem czy to ze stresu- czy jak ale dostałam duszności. Wróciłam na sale i poszłam spać. Po dwóch godzinach przyszedł profesor i kiedy zobaczyłam ze uśmiecha sie od ucha do ucha to wiedziałam, ze po raz kolejny jestem góra!


Kolejna biopsja bez odrzutu ❤❤❤