piątek, 29 stycznia 2016

29.01.2016r

100  dzień...

               
               Chyba tylko dlatego, że dziś wypada 100 dzień od kiedy jestem na liście oczekujących na przeszczep serca piszę tego posta. 
               
               Dziś nie jest Mój dzień. Definitywnie. Przespałam prawie cały ranek i popołudnie. Budziłam się, coś tam delikatnie zjadłam i z powrotem w objęcia Morfeusza. Całkowity brak sił Mnie dopadł. Że tak powiem- ni ręką ni nogą. I ten cholerny ucisk, który w żaden sposób nie chciał puścić. Leki moczopędne poszły w ruch, ale dopiero teraz zrobiło się lepiej. Dobrze, że jest jeszcze tatuś, który zajmuje się dziećmi, bo aż Mnie ściska gdzieś w środku czasami jak mam świadomość tego, że są dni w których Ja tylko leżę i odpoczywam w łóżku. A One przecież jeszcze potrzebują zainteresowania.  Dziś sobie trochę porozmawialiśmy...Leżąc i się tuląc na wszystkie możliwe sposoby Moje dzieci zaczęły wypytywać o różne aspekty związane z Moim przyszłym pobytem w szpitalu. Nie owijam w bawełnę- chcem aby miały świadomość tego co się dzieje i tego, że Nasza rozłąka może być długa.      Są na tyle duże, mądre i wiedzą, że w każdej chwili będą mogli do Mnie zadzwonić i porozmawiać. To właśnie One dodają Mi siły na każdy kolejny dzień. I Moja zacięta determinacja, że mogę wszystko. A tej siły Mi nie brakuje.



Dam rade? Dam!
A jak nie dam? Dam!
A jak upadnę? To się podniosę!
A jak się nie podniosę? To sobie poleżę i odpocznę!

 Otóż to!