Dzień zaczęłam od spaceru. Zaprowadziłam dzieci do oświaty, a sama pomaszerowałam się dotleniać. Kolejne prawie 3km za Mną, co wprawiło Mnie w nieopisaną dawkę szczęścia. Powrót do domu i oczywiście godzinna drzemka, bo zaraz trzeba było iść odebrać najmłodsze dziecię z przedszkola. I kolejne dreptanie na piechotkę. A po powrocie następna drzemka.
W miedzy czasie biegałam do apteki- bo to jakaś opryszczka zaatakowała, to jakaś afta wyskoczyła. No oszaleć można. Nigdy nic- a teraz wszystko na raz. A że jak wiadomo trzeba być w 100% zdrowym bez żadnych wyskoków to już pilnuje tego jak mogę. Cieszę się bardzo słuchając dziewczyn, które są już po transplantacji- jak szybko się regenerują. Wiadomo- na wszystko potrzeba czasu i cierpliwości. Ale radość z ,,drugiego życia'' na pewno rekompensuje im wszystkie złe chwile. A ich obecność pomaga dla Mnie. Swoim nastawieniem motywują Mnie do wszystkiego.
Waga powiedzmy, że się nawet unormowała. Zawsze ten ok 1kg dziennie spada, ale to już tragedii wielkiej nie ma. Póki co leki działają, więc nie ma co wpadać w panikę. Za tydzień kolejna wizyta u dentysty. Brrr już Mnie przepełnia fala szczęścia. No ale trzeba iść. Nawet ściemnić nie można, że może jednak nie trzeba. Mus to mus. Kwiecień- i kolejna kwalifikacja zbliża się wielkimi krokami. Jeszcze trochę i pojadę do szpitala ale tylko na kolejne badania. Oh jakbym chciała, żeby Mi profesor powiedział- ,,Pani Asiu- przeszczepu nie trzeba''! Moja radość nie miałaby wtedy końca. Oczywiście mam na myśli stan w którym Moje serce by się zregenerowało samo. Ale czy to możliwe? Zobaczymy :) A co tam- trzeba mieć nadzieję zawsze! W końcu to Ona utrzymuje Nas przy zdrowych zmysłach w tym Naszym pokręconych świecie.
Czym byłoby życie bez nadziei?
-Iskrą odrywającą się od rozpalonego węgla
i gasnącą natychmiast
Friedrich Holderlin