58 dzień...
Zmęczenie Mnie dopadło. Takie mega wielkie. Takie nic Mi się nie chce. Zapewne i towarzyszące wyjazdowi emocje zrobiły swoje. Dwa dni odsypiałam, turlałam się po mieszkaniu i nie miałam nastroju na nic. Teraz trochę ożyłam. Chodz tak nie do końca. Znowu czuje ten fatalny ucisk i nie wiem czym to jest spowodowane. Staram się nie myśleć...nie analizować, ale chwilami to jest silniejsze ode Mnie. A przecież przyjechałam tu odpocząć...
Wczoraj znowu zle spałam. Jakieś koszmary Mnie męczyły, na przemian z dusznościami. Jasny szlag już Mnie chwilami bierze na to wszystko. Ale nic z tym zrobic nie można. Taka choroba. Takie dolegliwości. Albo się człowiek przyzwyczai, albo walczy z tym wszystkim. Wybieram tą drugą opcje, chodz chwilami jest to cholernie ciężkie.
Może jutro będzie lepiej.
Zasypiam codziennie z tą myślą i codziennie rano z Nią wstaje.
Bo jakiś plan trzeba na siebie mieć.
A teraz znowu idę spać...
Ostatnio zrobiło się to Moim hobby 😄