środa, 30 grudnia 2015

30.12.2015r.

70  dzień  oczekiwania...I DRUGI TELEFON !


          Jestem czarownicą...jak Boga kocham. Dziś znowu zle spałam w nocy. Jakieś koszmary, niepokój, przerzucanie się z boku na bok. Wstałam jak zombi z niewyspania, ale jakoś ten dzień przebimbałam. Godzina 17:46 dzwoni telefon...SERCE ZABRZE. Tak mam zapisany w tel numer koordynatora z kliniki. Odbieram. 

- Dzień dobry. Z tej strony lekarz.... Dzwonie z Zabrza. Pani Joanna?
- Tak to Ja. Już wiem skąd Pan dzwoni.
- To jak się Pani czuje? Proszę się nie denerwować, ale najprawdopodobniej
  będziemy mieli dla Pani serce. Jest dawczyni. To co, lecimy w podróż?? 
- Nie mogę...znowu nie mogę. Tym razem kobiece sprawy się przyplątały. To drugi  dzień.
- Przykro Mi ale nie polecimy. Zagraża to Pani życiu. Widocznie to serce też nie było  dla Pani. Będzie dobrze- proszę myśleć, że do 3 razy sztuka. Do widzenia.

         Jak mam myśleć cokolwiek...Jedynie co to jestem spokojniejsza po tym telefonie niż ostatnio. Myślałam tylko nad tym, żeby się uspokoić i wyciszyć, bo już serducho zaczęło grać swoim rytmem. A u Mnie to moment i ICD zacznie rozrabiać. Tego to już nie przebrnę. Wpadłam w stres...zaczęłam cała dygotać, czuję ze na przemian Mi ciepło to zimno. I te duszności. Znowu Mi ciężko oddychać. Psia jego mać! Próbuje uspokoić swoją podświadomość ale z marnym skutkiem coś Mi idzie. Boże i co teraz?? Czy mam myśleć, że mam szczęście? W tak krótkim czasie dostałam 2 szanse na Nowe serce. Bo krótki- nawet miesiąc nie minął. A może to jakieś fatum nade Mną krąży, że jestem zmuszona rezygnować...albo świadomość, że ktoś znowu bardziej go potrzebował. Nie wiem już sama. Muszę się położyć, bo już czuję, że Mi ciężko. I na duszy i na psychice. 

Nakładam słuchawki na uszy i odlatuję w spokój i ciszę...
To działa na Mnie jak relanium.