piątek, 4 grudnia 2015

04.12.2015r.

45 dzień…
               

             No i A. miała racje. Po jednym telefonie już nic nie jest takie samo. Moje myślenie jest ukierunkowane na to… co by było gdyby… a może jednak… czy byłabym już po… ile teraz do kolejnego tel… Na chwilę obecną to już ,,pozamiatane’’ i nic tego nie zmieni. Pozostaję tylko czekać na kolejny telefon i mieć nadzieję, że nie będzie to długa przeprawa. Zastanawia Mnie jednak ciągle ten sen… Nie daje Mi to spokoju. Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie był jakiś znak. Czy jakiś Mój Anioł Stróż nie chciał Mi w ten sposób dać do zrozumienia i pokazać Mi że to już… Do dziś nie potrafię sobie tego w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć . Człowiek nie zawsze wierzy w takie rzeczy, ale jak już Jego samego dotyka taka sytuacja, to myśli innymi kryteriami. Od 2 dni moja torba leży już spakowana. Na tip top. Do tego czasu, była tylko częściowo przyszykowana- ,,A bo to jeszcze na pewno sobie poczekam’’. Nie ma już słowa poczekam- był pierwszy telefon, będzie i drugi. Kiedyś…

               Wczoraj zajrzałam do lekarza pierwszego kontaktu, to wyszłam z apteki obładowana lekami, żeby zwiększyć swoją odporność i się całkowicie nie rozchorować. I leżałam, leżałam, leżałam w domu pod ciepłym kocem i się leczyłam. Dziś lepiej. W południe za to miałam gościa. Takiego szalenie pozytywnego! Co to potrafi szybko wprawić człowieka w dobry nastrój :) Gorącej czekolady nie było, aleee co tam czekolada, jak takie towarzystwo jest. Potrzebne Mi to było. Odciąć się chociaż na chwilę od tego wszystkiego. Nie myśleć, nie analizować. Po prostu miło spędzić czas. 
                Teraz czekam aż zupełnie wyzdrowieje, najmłodsze schorowane dziecię pójdzie już do przedszkola, pogoda będzie w miarę dobra, a Ja zacznę realizować swoje postanowienie. Mam tylko nadzieję, znając moje ,,górnolotne  zapały’’ że moje plany nie pójdą w odstawkę i siła samozaparcia nie polegnie. No zobaczymy…

                Wieczór. Po całym dniu czuje się fatalnie. W jednym momencie nadeszła zła aura i ledwo włóczę nogami… Dodatkowo mam wrażenie jakby Mi coś na klatce piersiowej ,,siedziało’’. Koszmarne uczucie, jak ciężko jest równomiernie oddychać… Nienawidzę tego!  Psia mać! Podreptam trochę po pokoju, może odejdzie samo. Oby…Bo serducho się rozszaleje i będziemy ze sobą znowu walczyć. 
A Jutro przecież nowy dzień, nowe możliwości!


Tak więc głowa do góry i do przodu marsz! ---> swoją drogą uwielbiam ten tekst! 
Daje Mi takiego porządnego kopa w tyłek na ogarnięcie się :) Dziękuję A.