64 dzień...
Pisanie Mi pomaga...jak dobra terapia w której uczestniczę tylko Ja. Mogę mówić i mówić co Mi na sercu leży.
Jeszcze nigdy nie byłam w sytuacji w której nie wiem co mam zrobić. To jest takie trudne. Dla Mnie do podjęcia odpowiedniej decyzji, dla innych do zrozumienia o czym Ja wogóle mówię i nad czym się zastanawiam. Najchętniej bym się obudziła z tego okropnego snu, mając świadomość tego, że jestem w pełni zdrową osobą. Tylko czy tak można? Wiele bym oddała gdyby to była prawda...
Dziś pewna osoba zapytała Mnie, czy Ja nie chcę przypadkiem stąd uciec... Wziąść nogi za pas i dać dyla za granice. Może aż tak to nie, bo do tchórzliwych osób nie należę i nie w Moim stylu było by abym postąpiła tak lekkomyślnie. Aczkolwiek coraz częściej zaprzątają Mi głowę myśli czy aby na pewno...czy nie spróbować jeszcze gdzieś indziej. Wiem, że w każdej sytuacji sobie poradzę i nie ma dla Mnie rzeczy niemożliwych. Jak wygonią Mnie drzwiami- wejdę oknem.
Ostatnio jak byłam w szpitalu, cieszyłam się jak dziecko bo próba wysiłkowa z tlenem wyszła Mi lepiej niż poprzednim razem. Nawet nadzieję miałam, że może jednak Mnie zdejmą z listy, tak jak mówił prof. przed badaniem. Ale pózniej:
-A to już Panią zostawię na tej liście jak już Pani tam jest.
Prysło wszystko...jak bańka mydlana. Pytam:
-Ale profesorze dlaczego? Przecież badanie wyszło lepiej...jest lepiej...jest...
-Jak będzie potrzebne serce, to nie będzie czasu na robienie znowu badań.
Jak będzie potrzebne? Czyli nie jest? Jeszcze nie jest? Nie rozumiem tego...nie potrafię się z tym nadal pogodzić. W takim razie dyndam sobie na tej liście i czekam...mając nadal mała nadzieję, na...no właśnie na co? Narazie jeszcze żyję z szansą, że jak najdłużej będę mogła się prowadzić z Moim własnym serduchem. Ale co będzie jak dostanę kolejny telefon? Jak zdecyduje się zostać w kraju...Wtedy już odwrotu nie będzie. Pofrunę helikopterem jak ta ptaszyna- prawie jak na ścięcie...Bo jak narazie tak to wszystko odbieram.
Nie wiem co to wtedy będzie.
Osiwieję już chyba na samym starcie.
Przyjdzie załamanie, jestem tego pewna.
Podniosę się- bo będę musiała.
Ale boje się tego cholernie...