wtorek, 29 grudnia 2015

29.12.2015r

69 dzień...

               
             Święta, święta i po świętach...Odpoczęłam chyba za wszystkie czasy...Wyleżałam, wyspałam i rozleniwiłam przy okazji :/ Najadłam się też chyba na zapas, bo już czuję sama po sobie, że jeszcze trochę a bym się kulkowała po mieszkaniu. 
              Powrót do rzeczywistości i kolejna zmiana myślenia na odpowiednie tory. Przemyślałam co miałam do rozważenia i trzeba było się w końcu naprawić. 

               Dziś porozmawiałam sobie z pewną pozytywną istotą, naładowałam dzięki Niej akumulatory na kilka dni i mogę działać dalej. Taka to Moja osobista iskierka, która Mnie napędza do dalszej walki. I do pozytywnego myślenia, że wszystko będzie dobrze...tak jak u Niej. I coraz bardziej zaczynam w to wierzyć...bo przecież zwycięzcy nigdy nie rezygnują- a rezygnujący nigdy nie zwyciężają :) Trzymam się więc tej zasady i idę do przodu jak burza. 

              Męczę się jeszcze z tym uporczywym kaszlem, ale pozostaje Mi chyba się tylko do tego przyzwyczaić bo lepiej to to nie będzie. Niewydolność serducha się w zastraszającym tempie pogłębia, ale najważniejsze żeby nie dać się zwariować i nie myśleć, że będzie jeszcze gorzej. Tak więc gdzieś tam sobie pochodzę czasami na spacerek, pooddycham świeżym powietrzem, pózniej poleżę i nabieram mocy na następne dni. W nocy jak Mnie łapią duszności zrobię obchód po pokoju i idę dalej spać. Ostatnio trochę przesadziłam z wysiłkiem fizycznym. Jak to Ja...-przecież mogę! I pózniej ledwie włóczyłam nogami ze zmęczenia. Chwilami sama siebie mam dość, ale taka natura pokręcona i trzeba jakoś z tym żyć. Jest dla kogo ;) 

               Tym optymistycznym akcentem kończę swoje dzisiejsze wywody i idę ładować się na kolejny wspaniały dzień 😄